Bóg redaguje dziennik
naszego życia;
Boska dłoń spisuje naszą historię:
zatroszczmy się o to, aby była ona piękna.
Bossuet

 

Życie nasze
to podróż po wzburzonych wodach oceanu,
pośród ciemności nocy;
wiara to latarnia morska,
co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje;
wierność w obowiązkach to czółno,
które nas od morskich broni bałwanów,
tj. od wpływów świata;
nadzieja, ufność w Bogu to kotwica,
co nas od zatonięcia ratuje;
miłość to wiatr, co żagle nadyma i do nieba wiedzie.
bł. Honorat Koźmiński

A MOŻE BÓG CHCE, BYM ZOSTAŁA… ZAKONNICĄ?

10 VIII 1997
A miało już być tak dobrze przez cały czas! Może byłam zbyt pewna, że już nie upadnę, że jestem wreszcie taka silna duchowo. Jestem bezsilna. Minął pierwszy miesiąc wakacji. Dziwny miesiąc. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego tak się dzieje, że Bóg daje nam znaki, których nie pojmujemy? Mogę się tylko domyślać znaczenia tego wszystkiego, co się stało. Ale skąd mam mieć pewność, że dobrze myślę? Byłam w domu rodzinnym. Spotkały mnie tutaj jednocześnie: nadzieja i niewiara, zaskoczenie i ból. Ja przecież tak bardzo chciałam pójść na tę pielgrzymkę! Nawet się o to modliłam, więc czemu najpierw skręciłam nogę? A potem, gdy mi przeszło, były te kłopoty z rodzicami. Ja naprawdę nie wiem, co mam o tym myśleć. I co będzie z moją mamą? Dlaczego ona jest chora? Czy to kiedyś minie, czy już tak zostanie? I jak ja mam jej pomóc w tym najtrudniejszym dla kobiety okresie? Co tutaj jest moim obowiązkiem? Co jest winą czy niedopełnieniem? Czemu zawiodłam koleżanki? Przecież nigdy nikogo jeszcze nie zawiodłam z własnej winy.

To tak bardzo zabolało, że sprawiłam przykrość, chcąc wprost przeciwnie. Już nie o to nawet chodzi, że strasznie mi było żal, że nie mogę pójść. Ze swoimi cierpieniami sobie poradzę, ale chce mi się krzyczeć do Ciebie Boże, jak wtedy przez łzy: Nie pozwól, aby przeze mnie ktoś cierpiał! Błagam Cię o to! Jeśli chcesz, mogę cierpieć ból, choć się go boję, ale niech on będzie tylko dla mnie. Bo nie potrafię znieść, gdy z mojego powodu ktoś cierpi. Gdybyś wiedziała Moniko jak mi było ciężko, na pewno nie gniewałabyś się na mnie ani przez chwilę. Tylko Bóg i ja wiemy, co czułam przez te dni. Myślałam, że nigdy się nie załamię a jednak.

Miałam wrażenie, że moje starania są nic nie warte, a moje dobre chęci przynoszą innym kłopoty. Najdotkliwsze jednak było to, że wydawało mi się, że Maryja nie chce, abym do Niej przyszła. Zostałam sama. To nie do zniesienia, nie móc wypłakać się nawet przed Bogiem! I nie rozumieć, co to wszystko znaczy. Właściwie to do tej pory nie umiem zebrać myśli i jakoś poukładać. Wciąż mam pytanie:, po co to wszystko? Czego to doświadczenie miało mnie nauczyć? Wiary? Zaufania? Ufałam, choć tak na przemian. W cud nie umiem uwierzyć. I nie dlatego żebym nie wierzyła w moc Boga, tylko dlatego, że nie jestem godna cudu, więc dlaczego miałby się w moim przypadku dokonać? Cudu nie było, a stało się tak jak Bóg chciał. Tylko, dlaczego chciał, abym nie poszła na Jasną Górę? I dlaczego pozwolił innym mieć przekonanie, że to z mojej winy?

Wiem, że nie wszystko muszę rozumieć, co mnie spotyka, wszak wiele razy mówiłam Bogu: Ty lepiej wiesz, co jest dla mnie dobre, więc kieruj mną, ale w tym przypadku nie pojmuję zupełnie. Jak tu się nie załamać? Bo gdyby tak się złożyło że nie mogłabym pójść na prywatkę czy randkę, ale że na pielgrzymkę? Przychodziły mi do głowy najdziwniejsze myśli: Może jestem niegodna, by tam pójść? Może bardziej myślałam o towarzyskiej wyprawie niż o pobożnej wędrówce? Może za mało we mnie wiary? A może ja tylko udaję przed sobą, że wierzę?

No właśnie nie wiem, czy moja wiara jest prawdziwa? Może sobie ją wmówiłam? Zdawało mi się, że jest prawdziwa. Właśnie się rozpłakałam. Nie mogę powiedzieć, że nie wierzę. Przecież każdą prawie myśl kieruję do Niego. Ja prawie wiem, nie tylko wierzę. Ja to czuję. Więc dlaczego jest mi tak trudno? Zła i dobra oddzielić w sobie ciągle nie umiem. To chyba o to chodzi.

Może to nie w porządku rozmawiać przy każdej okazji i sytuacji z Bogiem jak z kolegą? Może tak nie wolno. Kapłani mówią, że modlitwa ma być rozmową z Bogiem. Jeśli tak jest, to moje myśli modlą się prawie przez cały czas, a usta bardzo często. Tyle razy pytam o coś Boga, potem otwieram Pismo Święte i rzeczywiście natrafiam na zdania, które są odpowiedzią na dokładnie takie pytanie. Wiele razy bardzo się zdziwiłam, tak było to zaskakujące. Ale czy rzeczywiście to Bóg odpowiada na moje pytania? Może to nie tak? Skąd mam wiedzieć?

Ten ciągły brak pewności – i co do siebie, i co do wiary jest najbardziej uciążliwy. Czasem odnoszę wrażenie, że dobijam się do Boga jakby nie mając do tego prawa. Za mnie np. nikt się nie modli. Myślę o najbliższej rodzinie. Jestem sama ze swoimi troskami i nigdy dotąd nikomu się nie zwierzałam. Więc mówię Bogu. Może więc mówię do Boga tylko dlatego, że nie mam do kogo innego?

Ale gdy między nami jest wszystko w porządku to tak nie myślę. Wtedy czuję, że On mnie kocha jak każdego człowieka, a ja chyba też nie udaję miłości. Czy moje serce może mi kłamać? Mam tyle pytań. Wiedzę religijną mam chyba właściwą, a mimo wszystko tyle pytań. Chyba nie zawsze na serio biorę słowa Chrystusa. Naucz mnie Panie tak wierzyć i tak czynić jak Sam tego pragniesz. Daj mi zawsze rozpoznawać Twoją wolę. Odnów we mnie moc ducha i natchnij mnie duchem ofiarnym. Wierzę Twoim słowom i wierzę Twojej miłości. Nie pozwól mi Nigdy oddalić się od Ciebie. Panie Ty wszystko wiesz, co w mym sercu dzieje się. Tylko Ty Panie, tylko Ty, więc pomóż mi.

 «  1  2  3  4  5  6  7  8  9  [10]  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  21  22  23  24  25  26  27  28  » 

Powrót

 

 

Z pamiętnika duchowego Doroty

 

Panie, chcę spojrzeć na swoje życie i otaczający świat Twoimi oczyma.

Jeśli to co fizycznie oglądam, nie jest prawdziwą rzeczywistością, pozwól mi dostrzec prawdę. Przede wszystkim prawdę o moim życiu.

Nie mogę Cię poznać Panie w tej chwili, w której żyję.

Teraz mogę w Ciebie jedynie wierzyć, a moja wiara jest wprowadzeniem w przyszłe poznanie Ciebie w wieczności.

Swoje życie, Panie, postrzegałam jako trudne. Dzieciństwo czasami pełne łez, trudne relacje z rodzicami, brak okazywania przez nich miłości.

Potem trudne małżeństwo i jeszcze trudniejsze rodzicielstwo. Mówiłam, że wszystko osiągnęłam własną pracą, własnym uporem. Marzyłam o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: małżeństwo nie istnieje (czy kiedykolwiek istniało?), chłopcy są niepełnosprawni, ich wiara stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Mam problemy w pracy, problemy ze zdrowiem, z duchowością, z emocjami. Patrząc na to ludzkim okiem: porażka i dramat. Sytuacja bez wyjścia. Doszłam do punktu, kiedy już dalej nie daję rady. Ludzkie możliwości zostały wyczerpane. Nie tylko trudno jest mi wykonać najprostsze zadanie, trudno jest nawet podjąć najprostszą decyzję. Moje serce zniewala lęk: o jutro, o dzieci, o pracę.

Czy to jest moja „Mamona”? Według Twojej nauki – tak. „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)

Pouczona przez Ciebie Panie, chcę spojrzeć na to co było i jest, oczyma wiary, Twoimi oczyma:

Dopuściłeś Panie moje ogołocenia: zburzyłeś marzenia o szczęśliwej rodzinie i mój misterny plan, który sama sobie ułożyłam – mój plan na życie. Dopuściłeś chorobę synów – według mojego planu mieli być zdrowi i szczęśliwi. Dopuszczasz problemy w pracy, chociaż staram się pracować sumiennie. Zawsze szybko podejmowałam decyzje, a teraz mam problemy z zakupami w sklepie spożywczym… Marzyłam o bogatym życiu duchowym, a plącze mi się język przy najprostszej modlitwie. Oczekiwałam znaków od Ciebie, a mam jedynie ciemność przed oczami. Mam wrażenie Panie, że stoję przed olbrzymim murem, który nie chce się poruszyć… Za nim jest wolność, jest lepsze życie, ale muszę go pokonać.

Wyprowadziłeś mnie Panie na pustynię. Uczysz, że pustynia jest łaską. Od niej może rozpocząć się moje nawrócenie. A przecież myślałam Boże, że jestem osobą wierzącą. Ten fakt również chcesz zweryfikować.

Tak wiele pytań chciałabym Ci zadać Panie, tyle odpowiedzi chciałabym poznać. A Ty mówisz, żeby wybrać Ciebie. Uwierzyć bez pytania o szczegóły i konsekwencje tego wyboru.

Ogołocić się z przywiązań. Nie opierać się na niczym, poza Tobą. Nawet na żadnym z Twoich darów. Jedynie na Twojej mocy i miłości.

Uznać własną bezradność i oczekiwać wszystkiego od Ciebie.

Stale się nawracać.

Przejść przez wiele doświadczeń, prób i burz, trzymając Ciebie za rękę.

Uczysz, że wiara nie usuwa ciemności, wręcz przeciwnie: ona je zakłada. W tym kryje się jej sens.

Panie, tylko Ty wiesz dlaczego wybrałeś dla mnie trudne łaski. Ty wiesz, że także moja wiara sprawia mi problemy. Nie potrafię jej ocenić, opisać, zdefiniować. Czy moja niska ocena tej kwestii nie wynika z pychy? Że zawsze wszystko chciałam robić najlepiej, więc wierzyć też powinnam stuprocentowo i bez wątpliwości? Co zrobić w takiej sytuacji, gdy przed oczami ciemność, a w sercu letniość?

„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16)

Modlitwa

Panie spójrz na moje puste ręce, brudne i skalane przywiązaniem do mamony. Zmiłuj się nade mną. Daj mi wolność serca. Zanurz mnie w Twojej miłości i niezgłębionym miłosierdziu.

Jeśli pokrzyżowałeś moje plany, aby moja wola mogła zjednoczyć się z Twoją, to znak, że jestem na właściwej drodze, a Ty nade mną czuwasz.

Panie zawierzam Ci całe moje życie i życie moich najbliższych. Niech będzie tak jak Ty chcesz. Ty wiesz najlepiej.

Panie oddaję Ci moje lęki i niepokoje: o dzieci, o pracę, o przyszłość. Wiem, że chcesz mnie uwolnić od tego lęku. Oddaję Ci także mój czas, bo on cały do Ciebie należy.

Chcę być uboga duchem, nie przywiązana do niczego. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 1). Panie pozwól mi zawsze pamiętać, że gdy czynisz mnie słabszą fizycznie, psychicznie i duchowo, wtedy zbliżasz się do mnie. Chcesz, żeby Cię potrzebowała, żebym Ci bardziej ufała, żebym wszystkiego oczekiwała od Ciebie.  "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". (2 Kor 12, 9) Ty znasz panie słabość mojej wiary. Chcę być jak dziecko: zamiast planować i analizować, zaufać  Tobie. Oddać się całkowicie w Twoje ręce.

Panie, przez Twoje Zmartwychwstanie zwyciężyłeś zło. Nie ma już więc ostatecznego fiaska, nie ma życia, które byłoby zaprzepaszczone. Wszystko nabrało sensu i celu. Również moje życie. Chociaż jestem grzeszna i niedoskonała, kochasz mnie taką, jaką jestem. Naprawisz to, co zrobiłam źle, uzupełnisz moje niedoskonałości. Przez to właśnie jak jestem słaba, mam szczególne prawo do Twojej miłości. Ty jesteś Ojcem, ja jestem Twoim dzieckiem.

Panie, ogołociłeś moją wiarę z wszystkich podpór naturalnych: zrozumienia, odczucia, doświadczenia zmysłowego. Zawiódł rozum, zawiedli ludzie – także ci najbliżsi, zawiodły także uczucia, odczucie zadowolenia z modlitwy. Zostałeś tylko Ty sam.

Dlatego dokonuję teraz Panie aktu zawierzenia.  Chcę opierać się tylko na Tobie i Twoim słowie.

Chcę powtarzać jak Jabes z 1 Księgi Kronik: „Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończy!”

Ty jesteś Bogiem rzeczy niemożliwych i nieprawdopodobnych. Ty jesteś wszechmocny, kochający i miłosierny. Jesteś zawsze obecny przy mnie, nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że milczysz. Czas jest Twoją obecnością. Każda chwila jest próbą wiary. Czekasz na każde moje „TAK”.

Święta

Piątek, Wielki Tydzień
Rok B, II
Wielki Piątek Męki Pańskiej

Galeria

Wyszukiwanie