Bóg redaguje dziennik
naszego życia;
Boska dłoń spisuje naszą historię:
zatroszczmy się o to, aby była ona piękna.
Bossuet

 

Życie nasze
to podróż po wzburzonych wodach oceanu,
pośród ciemności nocy;
wiara to latarnia morska,
co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje;
wierność w obowiązkach to czółno,
które nas od morskich broni bałwanów,
tj. od wpływów świata;
nadzieja, ufność w Bogu to kotwica,
co nas od zatonięcia ratuje;
miłość to wiatr, co żagle nadyma i do nieba wiedzie.
bł. Honorat Koźmiński

A MOŻE BÓG CHCE, BYM ZOSTAŁA… ZAKONNICĄ?

15 VIII 1996
Dziś poranek 15 sierpnia. Jak ja kocham tę Polskę. Gdy słyszę nasz Hymn, wtedy zawsze mocniej bije mi serce. Królowo Polski, przez wzgląd na pielgrzymów ochraniaj cały naród. Spójrz ilu ich jest. Polacy to dobrzy ludzie, tylko chwiejni jak piórka na wietrze, ale jest duch w tym Narodzie, który tylekroć ujawniał się w historii naszych dziejów. Oby Polska nigdy nie zaparła się Ciebie Panie.

Znowu nie napisałam obiecanych listów. Obiecywanie bez zastanowienia to moja specjalność. Muszę to jakoś kontrolować. Jutro muszę to zrobić. A co poza tym? No nie tak zawsze rzucam słowa na wiatr. Jak np. dziś, jeśli ktoś na mnie liczył nie mogłabym zapomnieć. Wczoraj był wspaniały dzień i wieczór także, choć dzień pełen napięcia w związku ze zdrowiem dziadka i osami, które się do tego przyczyniły. Spotkałam dziś lekarza z powołania. Oby tak każdy robił to, co ma robić.

Przyszła mi jeszcze jedna myśl, że chyba zbyt szybko rezygnuję z własnego zdania, jeśli zauważę, że ktoś ma zupełnie inne. To zależy oczywiście, w jakiej sytuacji. Boję się, by nie urazić tej drugiej osoby. Czasem milcząco przytakuję. Czy to dobrze? Nie lubię nikomu sprawiać przykrości; powiedzieć jasno, że myśli zbyt płytko lub zupełnie nie do rzeczy. Bo jeśli jest to ktoś prosty, chyba na siłę nie należy mu wciskać filozofii czy prawd, których nie byłby w stanie pojąć? Osobom inteligentnym raczej mówię, co myślę, choć delikatnie.

Nigdy nie pisałam pamiętnika, zresztą, to też nie pamiętnik. Będę mogła przeczytać sobie o sobie, bo sama do siebie nie mówię, a tu mogę głośno odczytać to, co się we mnie dzieje. Zdarza mi się myśleć, że zostało mi niewiele czasu do przeżycia. Któż to wie, co go czeka. Może to i lepiej krócej żyć, skoro koniec jest wiadomy. Cóż, że wcześniej? Na taką myśl czuję lęk, radość i nadzieję jednocześnie. Dlaczego ten lęk? Chyba z poczucia braku doskonałości.

Często zadaję sobie pytanie: czy ja jestem dobrym człowiekiem? Znam swoje dobre strony, dobre uczucia, ale mam i złe. Szczególnie duma, nieco złośliwości. Jakoś nie umiem się cieszyć ze szczęścia innych. To chyba nie jest możliwe. Ale co ja zrobię, że nie umiem? Po prostu nie sprawia mi to radości. Zdarzało się czasem, że jakby gardziłam ludźmi, niektórymi oczywiście. Uważałam ich albo za gorszych od siebie albo w moich oczach mieli po prostu „złą jakość”. Ale to chyba było owocem braku dojrzałego spojrzenia na wszystko. Sądzę jednak, że w każdym okresie swojego życia postępowałam tak jak rozumiałam. Odstępstwa chyba każdemu się zdarzają?

Wiele się nauczyłam, wiele zrozumiałam, a pamiętam, że, komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie. Wiara i rozumienie to ogromny dar, ale jeszcze większa za to odpowiedzialność. Myślę, że to do tych wierzących naprawdę, szukających głębi, mogły dotrzeć słowa naszego ukochanego Papieża, który powiedział: Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali. Tak chyba ma być: że albo wierzyć całkowicie i wtedy przestrzegać wszystkiego, co mówi Pan, albo wcale. Co to za wiara – przy ludziach, czy od święta? Na każdą chwilę dnia jej potrzeba.

Jezus często mówił: „jeżeli chcesz”, a nie: musisz. Nasz biskup, mówiąc do studentów kazanie, też podkreślał: Naprawdę niczego nie musisz. I to bardziej do mnie dotarło niż nakazy wykrzyczane z ambony, że coś muszę.

Czasem myślę, że za dużo już wiem i nie zdołam tego wszystkiego tak przestrzegać. Modlę się o to i mówię Panu Bogu: Panie mój, ja naprawdę nie chcę nic złego robić, ani odejść od Ciebie. Spraw, abym zawsze zachowywała Twoje przykazania. Chcę by Jezus mnie strzegł od zła, a gdybym kiedyś gdzieś wpadła, to miałam szczere pragnienie być blisko Niego. Bóg wszystko przecież pamięta. Mam nadzieje jednak, że nie wpadnę już nigdy nigdzie.

Teraz wydaje mi się niemożliwe, bym straciła wiarę. Jak to się mogło zdarzyć? A były dni, gdy nie chciałam dostrzegać, że jest Bóg, i jakby omijałam Go. Nigdy nie żyłam tak jakby Boga nie było, ale unikałam myśli o Nim. I ten tydzień czy dwa, kiedy całkowicie przestałam w Niego wierzyć. Nawet teraz przechodzi mnie dreszcz, że tak mogło być. A jednak mogło. Pamiętam też to nagłe olśnienie i niesamowite przerażenie i ten powrót. Zresztą, każdy powrót wzmacnia wiarę, ale tamten był szczególny. Często się zastanawiałam, dlaczego to się wydarzyło? Czy musiałam poczuć się na dnie, żeby docenić dar przebaczenia i trwania z Bogiem? Wielu faktów w swoim życiu nie rozumiem i nie wiem, czy to wynik mojego działania czy z woli Boga tak się stało.

Teraz także nie wiem, dlaczego mieszkam właśnie tutaj u dziadka. To jak nowicjat, myślę z uśmiechem, ale nie zaprzeczę, że jest mi tu najlepiej, jak dotychczas bywało. Chyba właśnie tutaj uczę się pokory, niekoniecznie stawiania na swoim, wyrozumiałości, cierpliwości, radości z drobnych rzeczy. Tego wcześniej nie posiadałam. Czasem płaczę, ale zazwyczaj jestem uśmiechnięta i wszyscy myślą, że jestem taka szczęśliwa. A ja po prostu cieszę się z drobnych radości. Są one dla mnie jak wielkie.

A może Bóg chce bym została…, zawsze boję się wymówić tego słowa – zakonnicą? Nowicjat mam za sobą (żartuję). Ale ja? Zakonnicą? Dlaczego ja właśnie? Od tych pytań nie potrafię się uwolnić. To nieskromne, co napiszę, ale czasem wydaje mi się, że byłabym dobrą żoną i dobrą zakonnicą. Pociąga mnie i jedno i drugie. Jak wybrać? Ale nauczycielką też chcę być i będę dobrą na pewno. Wiem, że dzieci będą mnie lubić, bo ja rzeczywiście chcę uczyć. Więc trzy drogi do wyboru. Dlaczego nic nie jest prostsze? Idę spać i na dobranoc wszystko to powiem mojemu Bogu. Tylko On jeden wie, co w mym sercu dzieje się.

 «  1  [2]  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  21  22  23  24  25  26  27  28  » 

Powrót

 

 

Z pamiętnika duchowego Doroty

 

Panie, chcę spojrzeć na swoje życie i otaczający świat Twoimi oczyma.

Jeśli to co fizycznie oglądam, nie jest prawdziwą rzeczywistością, pozwól mi dostrzec prawdę. Przede wszystkim prawdę o moim życiu.

Nie mogę Cię poznać Panie w tej chwili, w której żyję.

Teraz mogę w Ciebie jedynie wierzyć, a moja wiara jest wprowadzeniem w przyszłe poznanie Ciebie w wieczności.

Swoje życie, Panie, postrzegałam jako trudne. Dzieciństwo czasami pełne łez, trudne relacje z rodzicami, brak okazywania przez nich miłości.

Potem trudne małżeństwo i jeszcze trudniejsze rodzicielstwo. Mówiłam, że wszystko osiągnęłam własną pracą, własnym uporem. Marzyłam o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: małżeństwo nie istnieje (czy kiedykolwiek istniało?), chłopcy są niepełnosprawni, ich wiara stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Mam problemy w pracy, problemy ze zdrowiem, z duchowością, z emocjami. Patrząc na to ludzkim okiem: porażka i dramat. Sytuacja bez wyjścia. Doszłam do punktu, kiedy już dalej nie daję rady. Ludzkie możliwości zostały wyczerpane. Nie tylko trudno jest mi wykonać najprostsze zadanie, trudno jest nawet podjąć najprostszą decyzję. Moje serce zniewala lęk: o jutro, o dzieci, o pracę.

Czy to jest moja „Mamona”? Według Twojej nauki – tak. „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)

Pouczona przez Ciebie Panie, chcę spojrzeć na to co było i jest, oczyma wiary, Twoimi oczyma:

Dopuściłeś Panie moje ogołocenia: zburzyłeś marzenia o szczęśliwej rodzinie i mój misterny plan, który sama sobie ułożyłam – mój plan na życie. Dopuściłeś chorobę synów – według mojego planu mieli być zdrowi i szczęśliwi. Dopuszczasz problemy w pracy, chociaż staram się pracować sumiennie. Zawsze szybko podejmowałam decyzje, a teraz mam problemy z zakupami w sklepie spożywczym… Marzyłam o bogatym życiu duchowym, a plącze mi się język przy najprostszej modlitwie. Oczekiwałam znaków od Ciebie, a mam jedynie ciemność przed oczami. Mam wrażenie Panie, że stoję przed olbrzymim murem, który nie chce się poruszyć… Za nim jest wolność, jest lepsze życie, ale muszę go pokonać.

Wyprowadziłeś mnie Panie na pustynię. Uczysz, że pustynia jest łaską. Od niej może rozpocząć się moje nawrócenie. A przecież myślałam Boże, że jestem osobą wierzącą. Ten fakt również chcesz zweryfikować.

Tak wiele pytań chciałabym Ci zadać Panie, tyle odpowiedzi chciałabym poznać. A Ty mówisz, żeby wybrać Ciebie. Uwierzyć bez pytania o szczegóły i konsekwencje tego wyboru.

Ogołocić się z przywiązań. Nie opierać się na niczym, poza Tobą. Nawet na żadnym z Twoich darów. Jedynie na Twojej mocy i miłości.

Uznać własną bezradność i oczekiwać wszystkiego od Ciebie.

Stale się nawracać.

Przejść przez wiele doświadczeń, prób i burz, trzymając Ciebie za rękę.

Uczysz, że wiara nie usuwa ciemności, wręcz przeciwnie: ona je zakłada. W tym kryje się jej sens.

Panie, tylko Ty wiesz dlaczego wybrałeś dla mnie trudne łaski. Ty wiesz, że także moja wiara sprawia mi problemy. Nie potrafię jej ocenić, opisać, zdefiniować. Czy moja niska ocena tej kwestii nie wynika z pychy? Że zawsze wszystko chciałam robić najlepiej, więc wierzyć też powinnam stuprocentowo i bez wątpliwości? Co zrobić w takiej sytuacji, gdy przed oczami ciemność, a w sercu letniość?

„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16)

Modlitwa

Panie spójrz na moje puste ręce, brudne i skalane przywiązaniem do mamony. Zmiłuj się nade mną. Daj mi wolność serca. Zanurz mnie w Twojej miłości i niezgłębionym miłosierdziu.

Jeśli pokrzyżowałeś moje plany, aby moja wola mogła zjednoczyć się z Twoją, to znak, że jestem na właściwej drodze, a Ty nade mną czuwasz.

Panie zawierzam Ci całe moje życie i życie moich najbliższych. Niech będzie tak jak Ty chcesz. Ty wiesz najlepiej.

Panie oddaję Ci moje lęki i niepokoje: o dzieci, o pracę, o przyszłość. Wiem, że chcesz mnie uwolnić od tego lęku. Oddaję Ci także mój czas, bo on cały do Ciebie należy.

Chcę być uboga duchem, nie przywiązana do niczego. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 1). Panie pozwól mi zawsze pamiętać, że gdy czynisz mnie słabszą fizycznie, psychicznie i duchowo, wtedy zbliżasz się do mnie. Chcesz, żeby Cię potrzebowała, żebym Ci bardziej ufała, żebym wszystkiego oczekiwała od Ciebie.  "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". (2 Kor 12, 9) Ty znasz panie słabość mojej wiary. Chcę być jak dziecko: zamiast planować i analizować, zaufać  Tobie. Oddać się całkowicie w Twoje ręce.

Panie, przez Twoje Zmartwychwstanie zwyciężyłeś zło. Nie ma już więc ostatecznego fiaska, nie ma życia, które byłoby zaprzepaszczone. Wszystko nabrało sensu i celu. Również moje życie. Chociaż jestem grzeszna i niedoskonała, kochasz mnie taką, jaką jestem. Naprawisz to, co zrobiłam źle, uzupełnisz moje niedoskonałości. Przez to właśnie jak jestem słaba, mam szczególne prawo do Twojej miłości. Ty jesteś Ojcem, ja jestem Twoim dzieckiem.

Panie, ogołociłeś moją wiarę z wszystkich podpór naturalnych: zrozumienia, odczucia, doświadczenia zmysłowego. Zawiódł rozum, zawiedli ludzie – także ci najbliżsi, zawiodły także uczucia, odczucie zadowolenia z modlitwy. Zostałeś tylko Ty sam.

Dlatego dokonuję teraz Panie aktu zawierzenia.  Chcę opierać się tylko na Tobie i Twoim słowie.

Chcę powtarzać jak Jabes z 1 Księgi Kronik: „Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończy!”

Ty jesteś Bogiem rzeczy niemożliwych i nieprawdopodobnych. Ty jesteś wszechmocny, kochający i miłosierny. Jesteś zawsze obecny przy mnie, nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że milczysz. Czas jest Twoją obecnością. Każda chwila jest próbą wiary. Czekasz na każde moje „TAK”.

Święta

Niedziela, XXVIII Tydzień zwykły
Rok B, II
Dwudziesta Ósma Niedziela zwykła

Galeria

Wyszukiwanie