Bóg redaguje dziennik
naszego życia;
Boska dłoń spisuje naszą historię:
zatroszczmy się o to, aby była ona piękna.
Bossuet

 

Życie nasze
to podróż po wzburzonych wodach oceanu,
pośród ciemności nocy;
wiara to latarnia morska,
co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje;
wierność w obowiązkach to czółno,
które nas od morskich broni bałwanów,
tj. od wpływów świata;
nadzieja, ufność w Bogu to kotwica,
co nas od zatonięcia ratuje;
miłość to wiatr, co żagle nadyma i do nieba wiedzie.
bł. Honorat Koźmiński

A MOŻE BÓG CHCE, BYM ZOSTAŁA… ZAKONNICĄ?

1 II 1998
Wczesne popołudnie. Niedziela. Wieczorem pójdę do katedry. Usłyszałam przez radio jedno zdanie, które do mnie dotarło: czy ja swoim zachowaniem nie sugeruję Jezusowi, jak mieszkańcy pewnego miasteczka, aby sobie poszedł? A jeśli tak jest?

Wieczór, a właściwie, noc. Byłam na Mszy. Wróciłam smutna. Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje. Trudno powiedzieć, co ja teraz czuję i o co tu chodzi? Naprawdę chciałam pójść do spowiedzi. Byłam przygotowana. Powiedziałam Jezusowi, że żałuje za wszystko, za co powinnam. Naprawdę szczerze, inaczej nie umiem. Prosiłam o odwagę, bym mogła podejść do konfesjonału chyba przez pół Mszy, ale jej nie otrzymałam. I nie poszłam. Co można wtedy pomyśleć? Że to moja wina? Że się wstydziłam? Nie, chyba nie. A może za mało żałowałam? Może za szybko chciałam mieć święty spokój? Może ja chcę tej spowiedzi dla siebie, aby mi było spokojnie i wesoło, a nie chodzi mi o Jezusa? A jeśli tak jest, czy to źle? Ale przecież mówię do Niego naprawdę z głębi serca.

Boże, ja poniosłam już karę za niewierność Tobie. Wiem, że Ciebie nie zdradza się bezkarnie. Czy ja Cię Jezu kocham? Czy tylko tak mówię? Znów to pytanie przychodzi mi na myśl: Czy moja wiara jest prawdziwa? Co ja powinnam teraz zrobić? Nie mam do kogo się zwrócić o jakąkolwiek pomoc. Modliłam się w kościele i nic, wiec jak mam się modlić? Naprawdę jest mi bardzo ciężko. Co ja mam powiedzieć Bogu? Zastanawiam się właśnie. Mój Księże Prymasie! Ty mi zawsze pomagałeś. Proszę, pomóż mi.

2 II 1998
Nie mogę się oprzeć chęci napisania tego, co czuję: Boża radość jak rzeka, Boża miłość jak rzeka, Boży pokój wypełnia duszę mą! Alleluja! Tak to najkrócej mówiąc wygląda. Spowiednik powiedział mi dziś to, co było mi bardzo potrzebne. Jak mu jestem wdzięczna za te mądre, właściwe słowa. Powiedział, żebym pamiętała, że Bóg nie przestaje nas kochać, jeśli nawet zgrzeszymy; że także wtedy patrzy na nas z miłością. Bardzo były mi potrzebne takie słowa. I jeszcze to, żeby modlić się o siłę do walki ze słabością. Bo gdy chcemy sami sobie z tym poradzić, to trochę grzeszymy pychą, że jesteśmy w stanie dać sobie radę sami. Muszę jeszcze wspomnieć o wczorajszym wieczorze.

Prosiłam a właściwie błagałam ks. Prymasa o pomoc, o taką pomoc, jakiej by mi udzielił jako kapłan. Wypłakałam mu swoje zagubienie, rozterki, grzechy, pragnienia i niepewności. To niesamowite, ale ja naprawdę taką naukę otrzymałam. On „mówił”, a ja przytakiwałam, pytałam. On mi tak wiele wyjaśnił i poradził, że już wczoraj wszystko mi się w głowie poukładało, uspokoiło. Część z tego, co „mówił” pokryła się z tym, co dziś usłyszałam w czasie spowiedzi, dosłownie tymi samymi zdaniami.

Śp. ks. Prymas naprawdę mi pomaga. Wiem teraz, co to znaczy świętych obcowanie. To jest naprawdę niesamowite! Księże Prymasie, bądź moim przewodnikiem i duchowym opiekunem w tej drodze do nieba. Muszę się przecież zobaczyć tam z Tobą, choćby po to, by ucałować Twoje ręce i nawet bez słów Ci podziękować.
Dziś przez cały czas odkąd otrzymałam rozgrzeszenie coś we mnie śpiewa Magnificat. Ale to przecież oczywiste, bo wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu Zbawcy moim.

 «  1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  [20]  21  22  23  24  25  26  27  28  » 

Powrót

 

 

Z pamiętnika duchowego Doroty

 

Panie, chcę spojrzeć na swoje życie i otaczający świat Twoimi oczyma.

Jeśli to co fizycznie oglądam, nie jest prawdziwą rzeczywistością, pozwól mi dostrzec prawdę. Przede wszystkim prawdę o moim życiu.

Nie mogę Cię poznać Panie w tej chwili, w której żyję.

Teraz mogę w Ciebie jedynie wierzyć, a moja wiara jest wprowadzeniem w przyszłe poznanie Ciebie w wieczności.

Swoje życie, Panie, postrzegałam jako trudne. Dzieciństwo czasami pełne łez, trudne relacje z rodzicami, brak okazywania przez nich miłości.

Potem trudne małżeństwo i jeszcze trudniejsze rodzicielstwo. Mówiłam, że wszystko osiągnęłam własną pracą, własnym uporem. Marzyłam o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: małżeństwo nie istnieje (czy kiedykolwiek istniało?), chłopcy są niepełnosprawni, ich wiara stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Mam problemy w pracy, problemy ze zdrowiem, z duchowością, z emocjami. Patrząc na to ludzkim okiem: porażka i dramat. Sytuacja bez wyjścia. Doszłam do punktu, kiedy już dalej nie daję rady. Ludzkie możliwości zostały wyczerpane. Nie tylko trudno jest mi wykonać najprostsze zadanie, trudno jest nawet podjąć najprostszą decyzję. Moje serce zniewala lęk: o jutro, o dzieci, o pracę.

Czy to jest moja „Mamona”? Według Twojej nauki – tak. „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)

Pouczona przez Ciebie Panie, chcę spojrzeć na to co było i jest, oczyma wiary, Twoimi oczyma:

Dopuściłeś Panie moje ogołocenia: zburzyłeś marzenia o szczęśliwej rodzinie i mój misterny plan, który sama sobie ułożyłam – mój plan na życie. Dopuściłeś chorobę synów – według mojego planu mieli być zdrowi i szczęśliwi. Dopuszczasz problemy w pracy, chociaż staram się pracować sumiennie. Zawsze szybko podejmowałam decyzje, a teraz mam problemy z zakupami w sklepie spożywczym… Marzyłam o bogatym życiu duchowym, a plącze mi się język przy najprostszej modlitwie. Oczekiwałam znaków od Ciebie, a mam jedynie ciemność przed oczami. Mam wrażenie Panie, że stoję przed olbrzymim murem, który nie chce się poruszyć… Za nim jest wolność, jest lepsze życie, ale muszę go pokonać.

Wyprowadziłeś mnie Panie na pustynię. Uczysz, że pustynia jest łaską. Od niej może rozpocząć się moje nawrócenie. A przecież myślałam Boże, że jestem osobą wierzącą. Ten fakt również chcesz zweryfikować.

Tak wiele pytań chciałabym Ci zadać Panie, tyle odpowiedzi chciałabym poznać. A Ty mówisz, żeby wybrać Ciebie. Uwierzyć bez pytania o szczegóły i konsekwencje tego wyboru.

Ogołocić się z przywiązań. Nie opierać się na niczym, poza Tobą. Nawet na żadnym z Twoich darów. Jedynie na Twojej mocy i miłości.

Uznać własną bezradność i oczekiwać wszystkiego od Ciebie.

Stale się nawracać.

Przejść przez wiele doświadczeń, prób i burz, trzymając Ciebie za rękę.

Uczysz, że wiara nie usuwa ciemności, wręcz przeciwnie: ona je zakłada. W tym kryje się jej sens.

Panie, tylko Ty wiesz dlaczego wybrałeś dla mnie trudne łaski. Ty wiesz, że także moja wiara sprawia mi problemy. Nie potrafię jej ocenić, opisać, zdefiniować. Czy moja niska ocena tej kwestii nie wynika z pychy? Że zawsze wszystko chciałam robić najlepiej, więc wierzyć też powinnam stuprocentowo i bez wątpliwości? Co zrobić w takiej sytuacji, gdy przed oczami ciemność, a w sercu letniość?

„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16)

Modlitwa

Panie spójrz na moje puste ręce, brudne i skalane przywiązaniem do mamony. Zmiłuj się nade mną. Daj mi wolność serca. Zanurz mnie w Twojej miłości i niezgłębionym miłosierdziu.

Jeśli pokrzyżowałeś moje plany, aby moja wola mogła zjednoczyć się z Twoją, to znak, że jestem na właściwej drodze, a Ty nade mną czuwasz.

Panie zawierzam Ci całe moje życie i życie moich najbliższych. Niech będzie tak jak Ty chcesz. Ty wiesz najlepiej.

Panie oddaję Ci moje lęki i niepokoje: o dzieci, o pracę, o przyszłość. Wiem, że chcesz mnie uwolnić od tego lęku. Oddaję Ci także mój czas, bo on cały do Ciebie należy.

Chcę być uboga duchem, nie przywiązana do niczego. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 1). Panie pozwól mi zawsze pamiętać, że gdy czynisz mnie słabszą fizycznie, psychicznie i duchowo, wtedy zbliżasz się do mnie. Chcesz, żeby Cię potrzebowała, żebym Ci bardziej ufała, żebym wszystkiego oczekiwała od Ciebie.  "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". (2 Kor 12, 9) Ty znasz panie słabość mojej wiary. Chcę być jak dziecko: zamiast planować i analizować, zaufać  Tobie. Oddać się całkowicie w Twoje ręce.

Panie, przez Twoje Zmartwychwstanie zwyciężyłeś zło. Nie ma już więc ostatecznego fiaska, nie ma życia, które byłoby zaprzepaszczone. Wszystko nabrało sensu i celu. Również moje życie. Chociaż jestem grzeszna i niedoskonała, kochasz mnie taką, jaką jestem. Naprawisz to, co zrobiłam źle, uzupełnisz moje niedoskonałości. Przez to właśnie jak jestem słaba, mam szczególne prawo do Twojej miłości. Ty jesteś Ojcem, ja jestem Twoim dzieckiem.

Panie, ogołociłeś moją wiarę z wszystkich podpór naturalnych: zrozumienia, odczucia, doświadczenia zmysłowego. Zawiódł rozum, zawiedli ludzie – także ci najbliżsi, zawiodły także uczucia, odczucie zadowolenia z modlitwy. Zostałeś tylko Ty sam.

Dlatego dokonuję teraz Panie aktu zawierzenia.  Chcę opierać się tylko na Tobie i Twoim słowie.

Chcę powtarzać jak Jabes z 1 Księgi Kronik: „Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończy!”

Ty jesteś Bogiem rzeczy niemożliwych i nieprawdopodobnych. Ty jesteś wszechmocny, kochający i miłosierny. Jesteś zawsze obecny przy mnie, nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że milczysz. Czas jest Twoją obecnością. Każda chwila jest próbą wiary. Czekasz na każde moje „TAK”.

Święta

Czwartek, IV Tydzień Wielkanocny
Rok B, II
Święto św. Marka, ewangelisty

Galeria

Wyszukiwanie