Bóg redaguje dziennik
naszego życia;
Boska dłoń spisuje naszą historię:
zatroszczmy się o to, aby była ona piękna.
Bossuet

 

Życie nasze
to podróż po wzburzonych wodach oceanu,
pośród ciemności nocy;
wiara to latarnia morska,
co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje;
wierność w obowiązkach to czółno,
które nas od morskich broni bałwanów,
tj. od wpływów świata;
nadzieja, ufność w Bogu to kotwica,
co nas od zatonięcia ratuje;
miłość to wiatr, co żagle nadyma i do nieba wiedzie.
bł. Honorat Koźmiński

A MOŻE BÓG CHCE, BYM ZOSTAŁA… ZAKONNICĄ?

3 II 1998
To był dobry dzień. Z jakąż radością wstąpiłam dziś do katedry. Mogłabym tam przed Najświętszym Sakramentem trwać nie wiem jak długo. Nie chciało mi się wychodzić. Nawet w moim milczeniu było tyle modlitwy.

Ale gdybym z jednej słabości nie popadła szybko w następną, pewnie nie byłabym sobą. Muszę stwierdzić, że nie mam silnej woli, aby przynajmniej ograniczyć jedzenie dla przyjemności. Dziś w tym sporo przesadziłam. Nie dość, że nic nie robię, chodzi mi o ruch, bo tak w ogóle to uczę się do egzaminu, więc robię się ociężała. Dobrze, że nie tyję. Od jutra zastosuję kontrolę, co do ilości. Będę mieć silną wolę i już. Postanowione. No a poza tym figura, zdrowie. Trzeba dbać, nie ma, co. Czy ja się kiedyś doprowadzę do wewnętrznej doskonałości? Dobre natchnienia trzeba realizować. To znaczy, zrealizuję je. O tak to brzmi konkretnie. Kończy mi się notesik. Może to byłby jednocześnie taki mały symbol końca moich słabości, niewłaściwych słów, myśli i czynów? Koniec wszystkiego, co było złe?
Nie przeceniam już własnych sił, ale pokładam w Panu ufność mą.


* * * * *
Dalszy ciąg tej historii poprowadził już Sam Pan Bóg, a ja po tych wszystkich doświadczeniach i zmaganiach już Mu tak nie przeszkadzałam, tylko szłam za Nim. Kończyłam czwarty rok studiów. Była połowa maja i wybierałam się właśnie na akademicką pielgrzymkę na Jasną Górę, nie przeczuwając zupełnie nic, co się miało wkrótce w moim życiu wydarzyć.

Zanim to opowiem, muszę wrócić do czasu, gdy byłam uczennicą ósmej klasy szkoły podstawowej. W moim rodzinnym domu gościła wtedy Królowa z Jasnej Góry w kopii swego Cudownego Obrazu. Pamiętam, że na jakiś czas zostałam w domu sama z tym Obrazem. Ludzie już się rozeszli, a rodzice musieli zająć się obowiązkami w gospodarstwie. Uklękłam wtedy przed Maryją i poczułam, że mogę jej opowiedzieć wszystko, że ona mnie zrozumie. Zaczęłam więc z Nią po prostu rozmawiać, jak rozmawia się z osobą, o wszystkim. Nie mogłam przy tym powstrzymać się od płaczu. Bardzo mi wtedy brakowało zainteresowania rodziców tym wszystkim, co przeżywam. A podczas tej rozmowy z Matką, ona ogarnęła mnie jakimś niezwykłym i nie znanym mi dotąd ciepłem. Długa była ta moja z Nią rozmowa – modlitwa.

Kiedy wstałam z kolan i wychodziłam z pokoju, w pewnej chwili jakbym usłyszała: będziesz zakonnicą. Odwróciłam się i zapytałam: co takiego? I jednocześnie poczułam niezwykle mocne pragnienie by zakonnicą zostać. Nie wiem nawet czy wcześniej cokolwiek słyszałam o zakonie. Raczej nic. Tamto chwilowe pragnienie było tak mocne, że od tego czasu, często mówiłam podczas rozmów z koleżankami na temat: kim zostaniemy w przyszłości, że chciałabym być siostra zakonną.

Przekonywały mnie, że nie wiem, co mówię, ale z uporem broniłam swego zdania. Wcale nie myślałam tak jak mówiłam. Tak mi się samo jakoś mówiło. Koleżanki miały rację, że nie wiem, co mówię. Nie miałam pojęcia, co to znaczy być zakonnicą, a i wcale tego nie chciałam. Będąc w liceum rzadko myślałam o takiej drodze. Było wiele różnych zajęć i uczuć, które zajmowały moje myśli.
Tylko tęsknota do Boga, do samotności z Nim, pragnienie bycia blisko Niego, wciąż rosła. Nocami długo mówiłam Mu to wszystko. Było mi o tyle łatwo, że nie zwierzałam się nikomu innemu. Stopniowo poznawałam Boga, czytając z wielkim zapałem wszystko, co było możliwie dostępne. Nie ominęłam chyba niczego, co wpadło mi w ręce na temat Boga, religii. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, do czego to wszystko doprowadzi. Pamiętam bicie serca, gdy czytałam „Dzieje duszy” św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Przeczytałam jednym tchem, ale nie wszystko zrozumiałam.

 «  1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  [21]  22  23  24  25  26  27  28  » 

Powrót

 

 

Z pamiętnika duchowego Doroty

 

Panie, chcę spojrzeć na swoje życie i otaczający świat Twoimi oczyma.

Jeśli to co fizycznie oglądam, nie jest prawdziwą rzeczywistością, pozwól mi dostrzec prawdę. Przede wszystkim prawdę o moim życiu.

Nie mogę Cię poznać Panie w tej chwili, w której żyję.

Teraz mogę w Ciebie jedynie wierzyć, a moja wiara jest wprowadzeniem w przyszłe poznanie Ciebie w wieczności.

Swoje życie, Panie, postrzegałam jako trudne. Dzieciństwo czasami pełne łez, trudne relacje z rodzicami, brak okazywania przez nich miłości.

Potem trudne małżeństwo i jeszcze trudniejsze rodzicielstwo. Mówiłam, że wszystko osiągnęłam własną pracą, własnym uporem. Marzyłam o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: małżeństwo nie istnieje (czy kiedykolwiek istniało?), chłopcy są niepełnosprawni, ich wiara stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Mam problemy w pracy, problemy ze zdrowiem, z duchowością, z emocjami. Patrząc na to ludzkim okiem: porażka i dramat. Sytuacja bez wyjścia. Doszłam do punktu, kiedy już dalej nie daję rady. Ludzkie możliwości zostały wyczerpane. Nie tylko trudno jest mi wykonać najprostsze zadanie, trudno jest nawet podjąć najprostszą decyzję. Moje serce zniewala lęk: o jutro, o dzieci, o pracę.

Czy to jest moja „Mamona”? Według Twojej nauki – tak. „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)

Pouczona przez Ciebie Panie, chcę spojrzeć na to co było i jest, oczyma wiary, Twoimi oczyma:

Dopuściłeś Panie moje ogołocenia: zburzyłeś marzenia o szczęśliwej rodzinie i mój misterny plan, który sama sobie ułożyłam – mój plan na życie. Dopuściłeś chorobę synów – według mojego planu mieli być zdrowi i szczęśliwi. Dopuszczasz problemy w pracy, chociaż staram się pracować sumiennie. Zawsze szybko podejmowałam decyzje, a teraz mam problemy z zakupami w sklepie spożywczym… Marzyłam o bogatym życiu duchowym, a plącze mi się język przy najprostszej modlitwie. Oczekiwałam znaków od Ciebie, a mam jedynie ciemność przed oczami. Mam wrażenie Panie, że stoję przed olbrzymim murem, który nie chce się poruszyć… Za nim jest wolność, jest lepsze życie, ale muszę go pokonać.

Wyprowadziłeś mnie Panie na pustynię. Uczysz, że pustynia jest łaską. Od niej może rozpocząć się moje nawrócenie. A przecież myślałam Boże, że jestem osobą wierzącą. Ten fakt również chcesz zweryfikować.

Tak wiele pytań chciałabym Ci zadać Panie, tyle odpowiedzi chciałabym poznać. A Ty mówisz, żeby wybrać Ciebie. Uwierzyć bez pytania o szczegóły i konsekwencje tego wyboru.

Ogołocić się z przywiązań. Nie opierać się na niczym, poza Tobą. Nawet na żadnym z Twoich darów. Jedynie na Twojej mocy i miłości.

Uznać własną bezradność i oczekiwać wszystkiego od Ciebie.

Stale się nawracać.

Przejść przez wiele doświadczeń, prób i burz, trzymając Ciebie za rękę.

Uczysz, że wiara nie usuwa ciemności, wręcz przeciwnie: ona je zakłada. W tym kryje się jej sens.

Panie, tylko Ty wiesz dlaczego wybrałeś dla mnie trudne łaski. Ty wiesz, że także moja wiara sprawia mi problemy. Nie potrafię jej ocenić, opisać, zdefiniować. Czy moja niska ocena tej kwestii nie wynika z pychy? Że zawsze wszystko chciałam robić najlepiej, więc wierzyć też powinnam stuprocentowo i bez wątpliwości? Co zrobić w takiej sytuacji, gdy przed oczami ciemność, a w sercu letniość?

„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16)

Modlitwa

Panie spójrz na moje puste ręce, brudne i skalane przywiązaniem do mamony. Zmiłuj się nade mną. Daj mi wolność serca. Zanurz mnie w Twojej miłości i niezgłębionym miłosierdziu.

Jeśli pokrzyżowałeś moje plany, aby moja wola mogła zjednoczyć się z Twoją, to znak, że jestem na właściwej drodze, a Ty nade mną czuwasz.

Panie zawierzam Ci całe moje życie i życie moich najbliższych. Niech będzie tak jak Ty chcesz. Ty wiesz najlepiej.

Panie oddaję Ci moje lęki i niepokoje: o dzieci, o pracę, o przyszłość. Wiem, że chcesz mnie uwolnić od tego lęku. Oddaję Ci także mój czas, bo on cały do Ciebie należy.

Chcę być uboga duchem, nie przywiązana do niczego. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 1). Panie pozwól mi zawsze pamiętać, że gdy czynisz mnie słabszą fizycznie, psychicznie i duchowo, wtedy zbliżasz się do mnie. Chcesz, żeby Cię potrzebowała, żebym Ci bardziej ufała, żebym wszystkiego oczekiwała od Ciebie.  "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". (2 Kor 12, 9) Ty znasz panie słabość mojej wiary. Chcę być jak dziecko: zamiast planować i analizować, zaufać  Tobie. Oddać się całkowicie w Twoje ręce.

Panie, przez Twoje Zmartwychwstanie zwyciężyłeś zło. Nie ma już więc ostatecznego fiaska, nie ma życia, które byłoby zaprzepaszczone. Wszystko nabrało sensu i celu. Również moje życie. Chociaż jestem grzeszna i niedoskonała, kochasz mnie taką, jaką jestem. Naprawisz to, co zrobiłam źle, uzupełnisz moje niedoskonałości. Przez to właśnie jak jestem słaba, mam szczególne prawo do Twojej miłości. Ty jesteś Ojcem, ja jestem Twoim dzieckiem.

Panie, ogołociłeś moją wiarę z wszystkich podpór naturalnych: zrozumienia, odczucia, doświadczenia zmysłowego. Zawiódł rozum, zawiedli ludzie – także ci najbliżsi, zawiodły także uczucia, odczucie zadowolenia z modlitwy. Zostałeś tylko Ty sam.

Dlatego dokonuję teraz Panie aktu zawierzenia.  Chcę opierać się tylko na Tobie i Twoim słowie.

Chcę powtarzać jak Jabes z 1 Księgi Kronik: „Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończy!”

Ty jesteś Bogiem rzeczy niemożliwych i nieprawdopodobnych. Ty jesteś wszechmocny, kochający i miłosierny. Jesteś zawsze obecny przy mnie, nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że milczysz. Czas jest Twoją obecnością. Każda chwila jest próbą wiary. Czekasz na każde moje „TAK”.

Święta

Sobota, III Tydzień Wielkanocny
Rok B, II
Dzień Powszedni

Galeria

Wyszukiwanie