Bóg redaguje dziennik
naszego życia;
Boska dłoń spisuje naszą historię:
zatroszczmy się o to, aby była ona piękna.
Bossuet

 

Życie nasze
to podróż po wzburzonych wodach oceanu,
pośród ciemności nocy;
wiara to latarnia morska,
co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje;
wierność w obowiązkach to czółno,
które nas od morskich broni bałwanów,
tj. od wpływów świata;
nadzieja, ufność w Bogu to kotwica,
co nas od zatonięcia ratuje;
miłość to wiatr, co żagle nadyma i do nieba wiedzie.
bł. Honorat Koźmiński

A MOŻE BÓG CHCE, BYM ZOSTAŁA… ZAKONNICĄ?

Po maturze rozpoczęłam studia w Warszawie, które przerwałam po paru miesiącach. Dziękuję Bogu że tak się stało, bo mogło mnie wciągnąć życie warszawskich akademików. Jeszcze go nie uznałam za swoje, ale już przestało mnie dziwić i robić wrażenie. Być może z czasem uznałabym je za normalne. Pan Bóg jakby wbrew mojej woli wyrwał mnie z tego środowiska. Miałam zmienić kierunek studiów. Wtedy to przyszedł mi do głowy pomysł wstąpienia do zakonu. Myśl ta stawała się we mnie coraz bardziej natarczywa. A ponieważ sądziłam, że pochodzi ona ode mnie, to zaczęłam się teraz modlić o to, żeby i Pan Bóg chciał mnie tu mieć. Nie umiałam być wobec Niego nieszczera. Zbyt często z Nim rozmawiałam.

Po jakimś czasie odczułam, że On tego chce, tylko teraz ja muszę sobie uświadomić, co robię, jaka jest tego cena i się na nią zgodzić. Gdy wszystko przemyślałam, zaczęłam się trochę bać.

Zrobiło mi się żal życia, młodości... Jednak podanie napisałam. Adres Zgromadzenia wybrałam sobie z książki telefonicznej. Zatrzymałam się wtedy w Siedlcach, nieznanym dla mnie mieście. Wybór padł na Zgromadzenie „Jedność” p.w. św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Dlaczego właśnie to? Nie wiem, może dlatego, że w nazwie był jakiś bliski akcent. Mieliśmy w domu obraz św. Teresy i czasem moja mama śpiewała do niej nawet ładne pieśni. Przyniosłam swoje podanie i po dłuższej rozmowie z s. Przełożoną, zostawiłam je niby jako kandydatka. Gdy tylko wyszłam, ogarnął mnie potworny lęk, jakbym podpisała wyrok śmierci na siebie. Zrobiło mi się ogromnie żal takich drobnostek, jak makijaże, flirtowanie z chłopakami, jakby niemożliwe było życie bez tego. Nie potrafiłam w sobie wyrzec się tych rzeczy. Chciałam się wrócić i zabrać to podanie, ale nie miałam odwagi, bo i co powiedzieć, że w przeciągu dziesięciu minut mi się odmieniło? Jednak zrobiłam to już następnego dnia w rozmowie telefonicznej. Przeprosiłam, że ja tej decyzji nie przemyślałam wystarczająco dobrze i jednak pójdę na studia. I na tym się skończyło moje zetknięcie z zakonem. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, że do tego tematu już nigdy nie wrócę. Potem były dwa lata tak trudnych doświadczeń, że nawet straciłam wiarę. Miałam odczucie jakby Pan Bóg się na mnie zagniewał i nie chce mi pomóc. A miałam podstawy żeby tak sądzić, bo chciałam studiować, a nie mogłam. Przestałam ufać Bogu i zaczęłam dążyć do celu po swojemu. Wszystko się dobrze układało, tylko celu nie udało się osiągnąć.

 «  1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  21  [22]  23  24  25  26  27  28  » 

Powrót

 

 

Z pamiętnika duchowego Doroty

 

Panie, chcę spojrzeć na swoje życie i otaczający świat Twoimi oczyma.

Jeśli to co fizycznie oglądam, nie jest prawdziwą rzeczywistością, pozwól mi dostrzec prawdę. Przede wszystkim prawdę o moim życiu.

Nie mogę Cię poznać Panie w tej chwili, w której żyję.

Teraz mogę w Ciebie jedynie wierzyć, a moja wiara jest wprowadzeniem w przyszłe poznanie Ciebie w wieczności.

Swoje życie, Panie, postrzegałam jako trudne. Dzieciństwo czasami pełne łez, trudne relacje z rodzicami, brak okazywania przez nich miłości.

Potem trudne małżeństwo i jeszcze trudniejsze rodzicielstwo. Mówiłam, że wszystko osiągnęłam własną pracą, własnym uporem. Marzyłam o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: małżeństwo nie istnieje (czy kiedykolwiek istniało?), chłopcy są niepełnosprawni, ich wiara stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Mam problemy w pracy, problemy ze zdrowiem, z duchowością, z emocjami. Patrząc na to ludzkim okiem: porażka i dramat. Sytuacja bez wyjścia. Doszłam do punktu, kiedy już dalej nie daję rady. Ludzkie możliwości zostały wyczerpane. Nie tylko trudno jest mi wykonać najprostsze zadanie, trudno jest nawet podjąć najprostszą decyzję. Moje serce zniewala lęk: o jutro, o dzieci, o pracę.

Czy to jest moja „Mamona”? Według Twojej nauki – tak. „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)

Pouczona przez Ciebie Panie, chcę spojrzeć na to co było i jest, oczyma wiary, Twoimi oczyma:

Dopuściłeś Panie moje ogołocenia: zburzyłeś marzenia o szczęśliwej rodzinie i mój misterny plan, który sama sobie ułożyłam – mój plan na życie. Dopuściłeś chorobę synów – według mojego planu mieli być zdrowi i szczęśliwi. Dopuszczasz problemy w pracy, chociaż staram się pracować sumiennie. Zawsze szybko podejmowałam decyzje, a teraz mam problemy z zakupami w sklepie spożywczym… Marzyłam o bogatym życiu duchowym, a plącze mi się język przy najprostszej modlitwie. Oczekiwałam znaków od Ciebie, a mam jedynie ciemność przed oczami. Mam wrażenie Panie, że stoję przed olbrzymim murem, który nie chce się poruszyć… Za nim jest wolność, jest lepsze życie, ale muszę go pokonać.

Wyprowadziłeś mnie Panie na pustynię. Uczysz, że pustynia jest łaską. Od niej może rozpocząć się moje nawrócenie. A przecież myślałam Boże, że jestem osobą wierzącą. Ten fakt również chcesz zweryfikować.

Tak wiele pytań chciałabym Ci zadać Panie, tyle odpowiedzi chciałabym poznać. A Ty mówisz, żeby wybrać Ciebie. Uwierzyć bez pytania o szczegóły i konsekwencje tego wyboru.

Ogołocić się z przywiązań. Nie opierać się na niczym, poza Tobą. Nawet na żadnym z Twoich darów. Jedynie na Twojej mocy i miłości.

Uznać własną bezradność i oczekiwać wszystkiego od Ciebie.

Stale się nawracać.

Przejść przez wiele doświadczeń, prób i burz, trzymając Ciebie za rękę.

Uczysz, że wiara nie usuwa ciemności, wręcz przeciwnie: ona je zakłada. W tym kryje się jej sens.

Panie, tylko Ty wiesz dlaczego wybrałeś dla mnie trudne łaski. Ty wiesz, że także moja wiara sprawia mi problemy. Nie potrafię jej ocenić, opisać, zdefiniować. Czy moja niska ocena tej kwestii nie wynika z pychy? Że zawsze wszystko chciałam robić najlepiej, więc wierzyć też powinnam stuprocentowo i bez wątpliwości? Co zrobić w takiej sytuacji, gdy przed oczami ciemność, a w sercu letniość?

„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16)

Modlitwa

Panie spójrz na moje puste ręce, brudne i skalane przywiązaniem do mamony. Zmiłuj się nade mną. Daj mi wolność serca. Zanurz mnie w Twojej miłości i niezgłębionym miłosierdziu.

Jeśli pokrzyżowałeś moje plany, aby moja wola mogła zjednoczyć się z Twoją, to znak, że jestem na właściwej drodze, a Ty nade mną czuwasz.

Panie zawierzam Ci całe moje życie i życie moich najbliższych. Niech będzie tak jak Ty chcesz. Ty wiesz najlepiej.

Panie oddaję Ci moje lęki i niepokoje: o dzieci, o pracę, o przyszłość. Wiem, że chcesz mnie uwolnić od tego lęku. Oddaję Ci także mój czas, bo on cały do Ciebie należy.

Chcę być uboga duchem, nie przywiązana do niczego. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 1). Panie pozwól mi zawsze pamiętać, że gdy czynisz mnie słabszą fizycznie, psychicznie i duchowo, wtedy zbliżasz się do mnie. Chcesz, żeby Cię potrzebowała, żebym Ci bardziej ufała, żebym wszystkiego oczekiwała od Ciebie.  "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". (2 Kor 12, 9) Ty znasz panie słabość mojej wiary. Chcę być jak dziecko: zamiast planować i analizować, zaufać  Tobie. Oddać się całkowicie w Twoje ręce.

Panie, przez Twoje Zmartwychwstanie zwyciężyłeś zło. Nie ma już więc ostatecznego fiaska, nie ma życia, które byłoby zaprzepaszczone. Wszystko nabrało sensu i celu. Również moje życie. Chociaż jestem grzeszna i niedoskonała, kochasz mnie taką, jaką jestem. Naprawisz to, co zrobiłam źle, uzupełnisz moje niedoskonałości. Przez to właśnie jak jestem słaba, mam szczególne prawo do Twojej miłości. Ty jesteś Ojcem, ja jestem Twoim dzieckiem.

Panie, ogołociłeś moją wiarę z wszystkich podpór naturalnych: zrozumienia, odczucia, doświadczenia zmysłowego. Zawiódł rozum, zawiedli ludzie – także ci najbliżsi, zawiodły także uczucia, odczucie zadowolenia z modlitwy. Zostałeś tylko Ty sam.

Dlatego dokonuję teraz Panie aktu zawierzenia.  Chcę opierać się tylko na Tobie i Twoim słowie.

Chcę powtarzać jak Jabes z 1 Księgi Kronik: „Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończy!”

Ty jesteś Bogiem rzeczy niemożliwych i nieprawdopodobnych. Ty jesteś wszechmocny, kochający i miłosierny. Jesteś zawsze obecny przy mnie, nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że milczysz. Czas jest Twoją obecnością. Każda chwila jest próbą wiary. Czekasz na każde moje „TAK”.

Święta

Piątek, III Tydzień Wielkanocny
Rok B, II
Dzień Powszedni

Galeria

Wyszukiwanie