Życie nasze
to podróż po wzburzonych wodach oceanu,
pośród ciemności nocy;
wiara to latarnia morska,
co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje;
wierność w obowiązkach to czółno,
które nas od morskich broni bałwanów,
tj. od wpływów świata;
nadzieja, ufność w Bogu to kotwica,
co nas od zatonięcia ratuje;
miłość to wiatr, co żagle nadyma i do nieba wiedzie.
bł. Honorat Koźmiński
A MOŻE BÓG CHCE, BYM ZOSTAŁA… ZAKONNICĄ?
Pod koniec czwartego roku studiów pojechałam na Jasną Górę na coroczną akademicką pielgrzymkę. Jeszcze przed wyjazdem usiłowałam się wyspowiadać, ale dziwnie się nie udawało. Pamiętam, że w dzień wyjazdu chyba ponad godzinę wcześniej poszłam do katedry w tym celu. Ucieszyłam się, bo przy konfesjonale była tylko jedna osoba, więc zdążę, pomyślałam. Niestety i tym razem się nie udało, bo ta osoba była tak długo, że musiałam wyjść na pociąg.
Poszłam do spowiedzi na Jasnej Górze. Powiedziałam ojcu, który spowiadał, że ciągle mi się myśli o zakonie; że te myśli mnie opętały, a ja nie rozumiem, dlaczego tak jest, bo ja po pierwsze nie chcę, po drugie się nie nadaję, a po trzecie nie chcę o tym myśleć. I nie wiem, jakie jest moje powołanie, bo tak mnie rzuca z jednego krańca w drugi, że sama już nie wiem. On zadał mi za pokutę trzy razy po dziesięć minut pomodlić się do Ducha Świętego i nic nie mówić, tylko zapytać, jakie jest moje powołanie. Miałam to zrobić najlepiej jak potrafię. Dostałam także od tego ojca adres. Powiedział, że jak będę chciała o coś zapytać, to żebym napisała do niego. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło.
Wróciłam do domu i zaczęłam odprawiać zadaną pokutę. Pytałam, jakie jest moje powołanie, nie broniąc się już przed usłyszeniem żadnej odpowiedzi. Do tej bowiem pory modliłam się o poznanie swojego powołanie mniej więcej w taki sposób: Powiedz mi Panie, jakie, tylko nie mów, że do zakonu. Tego nie chciałam usłyszeć, stawiając w tym miejscu Panu Bogu blokadę. Jak więc Bóg miał mi odpowiedzieć? Tym razem otworzyłam wreszcie umysł i serce całkowicie na głos Ducha Świętego, wszak pokutę musiałam odprawić dobrze. Pierwszego i drugiego dnia nie usłyszałam nic, choć modliłam się ze wszystkich sił. A był to także w Kościele rok Ducha Świętego.
Trzeciego dnia tak samo uklękłam do modlitwy. Było już bardzo późno, więc zgasiłam nawet światło, żeby dziadek nie zechciał do mnie zajrzeć, co tak długo robię. I wtedy, klęcząc, usłyszałam jedno zdanie. Trudno określić jak to się stało. Nie był to słyszalny głos, lecz słowa, które ktoś jakby włożył mi nagle w świadomość i nimi przeniknął. Brzmiały bardzo wyraźnie: To, co teraz przeżywasz jest przygotowaniem do życia zakonnego. Nigdy tych słów nie zapomnę! Nie pochodziły ode mnie na pewno, bo moją reakcją na nie był prawie krzyk: Ależ Panie! Zwyczajnie wrzasnęłam w środku nocy, tak się tych słów nie spodziewałam i przestraszyłam jednocześnie. Za chwilę dotarło do mnie, że dziadek mógł to usłyszeć, więc szybko się położyłam, ale nie mogłam już zasnąć. Za mocno biło mi serce. To moje „ Ależ Panie” znaczyło wtedy dokładnie – ależ nie chcę!
« 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 [24] 25 26 27 28 »
Z pamiętnika duchowego Doroty
Panie, chcę spojrzeć na swoje życie i otaczający świat Twoimi oczyma.
Jeśli to co fizycznie oglądam, nie jest prawdziwą rzeczywistością, pozwól mi dostrzec prawdę. Przede wszystkim prawdę o moim życiu.
Nie mogę Cię poznać Panie w tej chwili, w której żyję.
Teraz mogę w Ciebie jedynie wierzyć, a moja wiara jest wprowadzeniem w przyszłe poznanie Ciebie w wieczności.
Swoje życie, Panie, postrzegałam jako trudne. Dzieciństwo czasami pełne łez, trudne relacje z rodzicami, brak okazywania przez nich miłości.
Potem trudne małżeństwo i jeszcze trudniejsze rodzicielstwo. Mówiłam, że wszystko osiągnęłam własną pracą, własnym uporem. Marzyłam o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: małżeństwo nie istnieje (czy kiedykolwiek istniało?), chłopcy są niepełnosprawni, ich wiara stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Mam problemy w pracy, problemy ze zdrowiem, z duchowością, z emocjami. Patrząc na to ludzkim okiem: porażka i dramat. Sytuacja bez wyjścia. Doszłam do punktu, kiedy już dalej nie daję rady. Ludzkie możliwości zostały wyczerpane. Nie tylko trudno jest mi wykonać najprostsze zadanie, trudno jest nawet podjąć najprostszą decyzję. Moje serce zniewala lęk: o jutro, o dzieci, o pracę.
Czy to jest moja „Mamona”? Według Twojej nauki – tak. „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)
Pouczona przez Ciebie Panie, chcę spojrzeć na to co było i jest, oczyma wiary, Twoimi oczyma:
Dopuściłeś Panie moje ogołocenia: zburzyłeś marzenia o szczęśliwej rodzinie i mój misterny plan, który sama sobie ułożyłam – mój plan na życie. Dopuściłeś chorobę synów – według mojego planu mieli być zdrowi i szczęśliwi. Dopuszczasz problemy w pracy, chociaż staram się pracować sumiennie. Zawsze szybko podejmowałam decyzje, a teraz mam problemy z zakupami w sklepie spożywczym… Marzyłam o bogatym życiu duchowym, a plącze mi się język przy najprostszej modlitwie. Oczekiwałam znaków od Ciebie, a mam jedynie ciemność przed oczami. Mam wrażenie Panie, że stoję przed olbrzymim murem, który nie chce się poruszyć… Za nim jest wolność, jest lepsze życie, ale muszę go pokonać.
Wyprowadziłeś mnie Panie na pustynię. Uczysz, że pustynia jest łaską. Od niej może rozpocząć się moje nawrócenie. A przecież myślałam Boże, że jestem osobą wierzącą. Ten fakt również chcesz zweryfikować.
Tak wiele pytań chciałabym Ci zadać Panie, tyle odpowiedzi chciałabym poznać. A Ty mówisz, żeby wybrać Ciebie. Uwierzyć bez pytania o szczegóły i konsekwencje tego wyboru.
Ogołocić się z przywiązań. Nie opierać się na niczym, poza Tobą. Nawet na żadnym z Twoich darów. Jedynie na Twojej mocy i miłości.
Uznać własną bezradność i oczekiwać wszystkiego od Ciebie.
Stale się nawracać.
Przejść przez wiele doświadczeń, prób i burz, trzymając Ciebie za rękę.
Uczysz, że wiara nie usuwa ciemności, wręcz przeciwnie: ona je zakłada. W tym kryje się jej sens.
Panie, tylko Ty wiesz dlaczego wybrałeś dla mnie trudne łaski. Ty wiesz, że także moja wiara sprawia mi problemy. Nie potrafię jej ocenić, opisać, zdefiniować. Czy moja niska ocena tej kwestii nie wynika z pychy? Że zawsze wszystko chciałam robić najlepiej, więc wierzyć też powinnam stuprocentowo i bez wątpliwości? Co zrobić w takiej sytuacji, gdy przed oczami ciemność, a w sercu letniość?
„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16)
Modlitwa
Panie spójrz na moje puste ręce, brudne i skalane przywiązaniem do mamony. Zmiłuj się nade mną. Daj mi wolność serca. Zanurz mnie w Twojej miłości i niezgłębionym miłosierdziu.
Jeśli pokrzyżowałeś moje plany, aby moja wola mogła zjednoczyć się z Twoją, to znak, że jestem na właściwej drodze, a Ty nade mną czuwasz.
Panie zawierzam Ci całe moje życie i życie moich najbliższych. Niech będzie tak jak Ty chcesz. Ty wiesz najlepiej.
Panie oddaję Ci moje lęki i niepokoje: o dzieci, o pracę, o przyszłość. Wiem, że chcesz mnie uwolnić od tego lęku. Oddaję Ci także mój czas, bo on cały do Ciebie należy.
Chcę być uboga duchem, nie przywiązana do niczego. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 1). Panie pozwól mi zawsze pamiętać, że gdy czynisz mnie słabszą fizycznie, psychicznie i duchowo, wtedy zbliżasz się do mnie. Chcesz, żeby Cię potrzebowała, żebym Ci bardziej ufała, żebym wszystkiego oczekiwała od Ciebie. "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". (2 Kor 12, 9) Ty znasz panie słabość mojej wiary. Chcę być jak dziecko: zamiast planować i analizować, zaufać Tobie. Oddać się całkowicie w Twoje ręce.
Panie, przez Twoje Zmartwychwstanie zwyciężyłeś zło. Nie ma już więc ostatecznego fiaska, nie ma życia, które byłoby zaprzepaszczone. Wszystko nabrało sensu i celu. Również moje życie. Chociaż jestem grzeszna i niedoskonała, kochasz mnie taką, jaką jestem. Naprawisz to, co zrobiłam źle, uzupełnisz moje niedoskonałości. Przez to właśnie jak jestem słaba, mam szczególne prawo do Twojej miłości. Ty jesteś Ojcem, ja jestem Twoim dzieckiem.
Panie, ogołociłeś moją wiarę z wszystkich podpór naturalnych: zrozumienia, odczucia, doświadczenia zmysłowego. Zawiódł rozum, zawiedli ludzie – także ci najbliżsi, zawiodły także uczucia, odczucie zadowolenia z modlitwy. Zostałeś tylko Ty sam.
Dlatego dokonuję teraz Panie aktu zawierzenia. Chcę opierać się tylko na Tobie i Twoim słowie.
Chcę powtarzać jak Jabes z 1 Księgi Kronik: „Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończy!”
Ty jesteś Bogiem rzeczy niemożliwych i nieprawdopodobnych. Ty jesteś wszechmocny, kochający i miłosierny. Jesteś zawsze obecny przy mnie, nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że milczysz. Czas jest Twoją obecnością. Każda chwila jest próbą wiary. Czekasz na każde moje „TAK”.