Życie nasze
to podróż po wzburzonych wodach oceanu,
pośród ciemności nocy;
wiara to latarnia morska,
co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje;
wierność w obowiązkach to czółno,
które nas od morskich broni bałwanów,
tj. od wpływów świata;
nadzieja, ufność w Bogu to kotwica,
co nas od zatonięcia ratuje;
miłość to wiatr, co żagle nadyma i do nieba wiedzie.
bł. Honorat Koźmiński
A MOŻE BÓG CHCE, BYM ZOSTAŁA… ZAKONNICĄ?
6 VI 1997
Dziś piątek. Minęło kilka dni wizyty Ojca Świętego. To wielkie przeżycie dla wierzących. Nie umiem opanować łez, gdy on mówi. Tak bardzo chciałabym, aby jego słowa nigdy we mnie nie ucichły, bym je słyszała w sobie na co dzień, by zostały.
On mówi niby to co wiem, ale gdy mówi je on, to te słowa we mnie wnikają z niezwykłą siłą. Pamiętam z Lednicy: Wierzcie Jego słowom, wierzcie Jego miłości, albo te z Wrocławia o Eucharystii, że jest ona nie tylko ponowieniem tamtego wydarzenia; albo, że nie można tylko przekroczyć progu. Trzeba iść głębiej.
Nigdy nie zapomnę tamtej nocy z 2 na 3 czerwca w drodze z Lednicy do Gniezna, gdy szłam wśród 18 tys. studentów na spotkanie z Janem Pawłem II. Wtedy naprawdę otrzymałam od Boga łaskę za wstawiennictwem św. Wojciecha. Na Mszy świętej z Papieżem nie mogłabym pójść do Komunii. Ta świadomość mnie przytłaczała przez całą drogę. Wreszcie zaczęłam prosić w duchu Patrona Gniezna, by sprawił cud i wyprosił mi odwagę poproszenia o spowiedź. Za niedługo nasz akademicki duszpasterz ogłosił przez mikrofon, że gdyby ktoś potrzebował sakramentu pokuty to na końcu pielgrzymki idą kapłani i są do dyspozycji. I stała się rzecz dziwna: Ja, która tygodniami bałam się podejść do konfesjonału, teraz, nie zwracając uwagi na tłum idących, zeszłam na bok i poczekałam na koniec pielgrzymki. Podeszłam do pierwszego z brzegu kapłana i poprosiłam go o spowiedź. Szliśmy właśnie przez las, pochodnie były na początku, a tutaj było tak ciemno, że w zasadzie nie widziałam księdza, u którego się spowiadałam. Patrzyłam w niebo pełne gwiazd, słuchając jego nauki i otrzymując rozgrzeszenie. Ależ byłam mu wdzięczna! Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, ale w tej ciemności miałam wrażenie, że idzie obok mnie tylko sam głos bez ciała. Po tej spowiedzi poczułam się lekka jak piórko, jakbym posiadała tylko samą rozradowaną duszę.
Gdy odnalazłam moją grupę zauważyłam, że oni ledwie idą. A mnie jakby niosły skrzydła. Do dziś nie mogę przestać o tym myśleć i dziękuję Bogu w ciągu dnia za to wszystko. Zaraz pójdę do kościoła. Pragnę tak bardzo przyjąć Chrystusa w swoim sercu. Tam w Gnieźnie okazało się to niemożliwe, tym bardziej więc pragnę Go przyjąć. Jeszcze chyba nigdy nie pragnęłam Go aż tak. Mam Mu tyle do powiedzenia. Nie wiem tylko, czy znów nie powiem nic a tylko się rozpłaczę.
15 VI 1997
Wybieram się do naszej kaplicy akademickiej, a przez radio homilię głosi biskup Zawitkowski. Wspaniale mówi. A ze mną jest całkiem dobrze. Czuję się szczęśliwa. Mam zamiar pójść na pielgrzymkę do Wilna i do Częstochowy. Czy to będzie możliwe? Wciąż uczę się ufać Panu Bogu, zawierzać Jemu. Teraz ufam więcej, ale to wciąż za mało.
29 VI 1997
Dziś niedziela. Po południu pójdę na Mszę św. prymicyjną. Parę dni temu był taki wieczór, gdy uwierzyłam jakoś tak naprawdę; zrozumiałam głębię tego, w co wierzymy. A wszystko to w związku ze świadectwem młodych ludzi, którzy nie wstydzili się mówić o swoich doznaniach, odczuciach i o swoim nawróceniu.
Jakie to nieziemskie doznanie odczuć głębię wiary! Chyba po raz pierwszy moja modlitwa była taka inna, bo gdy się mówi do Osoby, to jest zupełnie inaczej niż się odmawia modlitwę. Wtedy człowiek się nie rozprasza, bo mówi do Tego, który jest i go słucha. Nigdy chyba tak się nie wypłakałam na modlitwie, choć nie wiem czemu. To była taka modlitwa przeżyta, która przemienia i wzmacnia. Wymaga oczywiście zaangażowania sił duchowych. Nie potrafię jeszcze zawsze tak się modlić, ale liczę, że kiedyś to osiągnę. Liczę także na to, że skończy się całkowicie moje niedowiarstwo, wahania, a nawet myślenie pytaniami. Marzę o stałej i mocnej wierze. Teraz wiem, że to prawdziwy skarb.
Cóż poza tym? Kończy się sesja. Średnia 4,5 to chyba nie tak mało? Jutro wynik ostatniego egzaminu. Łatwy nie był, ale może jakoś jednak od jutra będę mieć wakacje. Tylko, co ja z tymi wakacjami zrobię? Powinnam mieć przewodnika duchowego. Sama zaraz gdzieś wpadnę albo zacznę chodzić po krawędzi.
Wiem, że najlepszym przewodnikiem jest mój Bóg. Oddam się w Jego ręce i będę Mu powtarzać: Nie pozwól mi Panie już nigdy odłączyć się od Ciebie.
« 1 2 3 4 5 6 7 [8] 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 »
Z pamiętnika duchowego Doroty
Panie, chcę spojrzeć na swoje życie i otaczający świat Twoimi oczyma.
Jeśli to co fizycznie oglądam, nie jest prawdziwą rzeczywistością, pozwól mi dostrzec prawdę. Przede wszystkim prawdę o moim życiu.
Nie mogę Cię poznać Panie w tej chwili, w której żyję.
Teraz mogę w Ciebie jedynie wierzyć, a moja wiara jest wprowadzeniem w przyszłe poznanie Ciebie w wieczności.
Swoje życie, Panie, postrzegałam jako trudne. Dzieciństwo czasami pełne łez, trudne relacje z rodzicami, brak okazywania przez nich miłości.
Potem trudne małżeństwo i jeszcze trudniejsze rodzicielstwo. Mówiłam, że wszystko osiągnęłam własną pracą, własnym uporem. Marzyłam o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: małżeństwo nie istnieje (czy kiedykolwiek istniało?), chłopcy są niepełnosprawni, ich wiara stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Mam problemy w pracy, problemy ze zdrowiem, z duchowością, z emocjami. Patrząc na to ludzkim okiem: porażka i dramat. Sytuacja bez wyjścia. Doszłam do punktu, kiedy już dalej nie daję rady. Ludzkie możliwości zostały wyczerpane. Nie tylko trudno jest mi wykonać najprostsze zadanie, trudno jest nawet podjąć najprostszą decyzję. Moje serce zniewala lęk: o jutro, o dzieci, o pracę.
Czy to jest moja „Mamona”? Według Twojej nauki – tak. „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie.” (Mt 6,24)
Pouczona przez Ciebie Panie, chcę spojrzeć na to co było i jest, oczyma wiary, Twoimi oczyma:
Dopuściłeś Panie moje ogołocenia: zburzyłeś marzenia o szczęśliwej rodzinie i mój misterny plan, który sama sobie ułożyłam – mój plan na życie. Dopuściłeś chorobę synów – według mojego planu mieli być zdrowi i szczęśliwi. Dopuszczasz problemy w pracy, chociaż staram się pracować sumiennie. Zawsze szybko podejmowałam decyzje, a teraz mam problemy z zakupami w sklepie spożywczym… Marzyłam o bogatym życiu duchowym, a plącze mi się język przy najprostszej modlitwie. Oczekiwałam znaków od Ciebie, a mam jedynie ciemność przed oczami. Mam wrażenie Panie, że stoję przed olbrzymim murem, który nie chce się poruszyć… Za nim jest wolność, jest lepsze życie, ale muszę go pokonać.
Wyprowadziłeś mnie Panie na pustynię. Uczysz, że pustynia jest łaską. Od niej może rozpocząć się moje nawrócenie. A przecież myślałam Boże, że jestem osobą wierzącą. Ten fakt również chcesz zweryfikować.
Tak wiele pytań chciałabym Ci zadać Panie, tyle odpowiedzi chciałabym poznać. A Ty mówisz, żeby wybrać Ciebie. Uwierzyć bez pytania o szczegóły i konsekwencje tego wyboru.
Ogołocić się z przywiązań. Nie opierać się na niczym, poza Tobą. Nawet na żadnym z Twoich darów. Jedynie na Twojej mocy i miłości.
Uznać własną bezradność i oczekiwać wszystkiego od Ciebie.
Stale się nawracać.
Przejść przez wiele doświadczeń, prób i burz, trzymając Ciebie za rękę.
Uczysz, że wiara nie usuwa ciemności, wręcz przeciwnie: ona je zakłada. W tym kryje się jej sens.
Panie, tylko Ty wiesz dlaczego wybrałeś dla mnie trudne łaski. Ty wiesz, że także moja wiara sprawia mi problemy. Nie potrafię jej ocenić, opisać, zdefiniować. Czy moja niska ocena tej kwestii nie wynika z pychy? Że zawsze wszystko chciałam robić najlepiej, więc wierzyć też powinnam stuprocentowo i bez wątpliwości? Co zrobić w takiej sytuacji, gdy przed oczami ciemność, a w sercu letniość?
„Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16)
Modlitwa
Panie spójrz na moje puste ręce, brudne i skalane przywiązaniem do mamony. Zmiłuj się nade mną. Daj mi wolność serca. Zanurz mnie w Twojej miłości i niezgłębionym miłosierdziu.
Jeśli pokrzyżowałeś moje plany, aby moja wola mogła zjednoczyć się z Twoją, to znak, że jestem na właściwej drodze, a Ty nade mną czuwasz.
Panie zawierzam Ci całe moje życie i życie moich najbliższych. Niech będzie tak jak Ty chcesz. Ty wiesz najlepiej.
Panie oddaję Ci moje lęki i niepokoje: o dzieci, o pracę, o przyszłość. Wiem, że chcesz mnie uwolnić od tego lęku. Oddaję Ci także mój czas, bo on cały do Ciebie należy.
Chcę być uboga duchem, nie przywiązana do niczego. „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 1). Panie pozwól mi zawsze pamiętać, że gdy czynisz mnie słabszą fizycznie, psychicznie i duchowo, wtedy zbliżasz się do mnie. Chcesz, żeby Cię potrzebowała, żebym Ci bardziej ufała, żebym wszystkiego oczekiwała od Ciebie. "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". (2 Kor 12, 9) Ty znasz panie słabość mojej wiary. Chcę być jak dziecko: zamiast planować i analizować, zaufać Tobie. Oddać się całkowicie w Twoje ręce.
Panie, przez Twoje Zmartwychwstanie zwyciężyłeś zło. Nie ma już więc ostatecznego fiaska, nie ma życia, które byłoby zaprzepaszczone. Wszystko nabrało sensu i celu. Również moje życie. Chociaż jestem grzeszna i niedoskonała, kochasz mnie taką, jaką jestem. Naprawisz to, co zrobiłam źle, uzupełnisz moje niedoskonałości. Przez to właśnie jak jestem słaba, mam szczególne prawo do Twojej miłości. Ty jesteś Ojcem, ja jestem Twoim dzieckiem.
Panie, ogołociłeś moją wiarę z wszystkich podpór naturalnych: zrozumienia, odczucia, doświadczenia zmysłowego. Zawiódł rozum, zawiedli ludzie – także ci najbliżsi, zawiodły także uczucia, odczucie zadowolenia z modlitwy. Zostałeś tylko Ty sam.
Dlatego dokonuję teraz Panie aktu zawierzenia. Chcę opierać się tylko na Tobie i Twoim słowie.
Chcę powtarzać jak Jabes z 1 Księgi Kronik: „Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończy!”
Ty jesteś Bogiem rzeczy niemożliwych i nieprawdopodobnych. Ty jesteś wszechmocny, kochający i miłosierny. Jesteś zawsze obecny przy mnie, nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że milczysz. Czas jest Twoją obecnością. Każda chwila jest próbą wiary. Czekasz na każde moje „TAK”.