Poezja zachowuje
od zniszczenia
tchnienie boskości w człowieku.
Percy Bysshe Shelley
Poezja jest doskonałym pretekstem,
a jednocześnie sposobem zaakceptowana siebie,
swoich bliźnich i wreszcie zaakceptowania Bożej akceptacji.
Żyć w prawdzie i pisać w prawdzie.
Być sobą, chociażby nawet bardziej
opłacało się być kim innym.
Jacek Okoń
Małgorzata Giemzo
Anioła mam przy sobie
Dał mi Go Bóg-Człowiek
Stał ze mną w kolejce
Ogrzewał mi serce, żeby nie bolało
Kolejny dzień
Kiedy wstanę
Utop moje narzekanie
Aniele...
* * *
…chciałam Cię Aniele spotkać
I o tysiące spraw zapytać
Choćby, czy tak jak głosi plotka
Żałosny wrzesień w sierpniu spotkać…
Chciałam zapytać Cię Aniele
O sprawę niby oczywistą czy można
Być posłańcem pewnym i bez
Spowiedzi wiedzieć wszystko?
tylko czy wiedzieć... to oczywiste ?
Niewidzialne są Anioły...
A jak mi wyjdziesz niespodzianie
Obojętnie z której sieni
Jak mi chluśniesz wiadrem wody
To mój los się pewnie zmieni
Świt o świcie odmieniona
Nie przegrałam w Twych ramionach
* * *
I plącze się ten Anioł
w moim życiu...
rowerem czasem jeździ bez lusterka
Zziębnięty
Spocony
Gladiator z duszą dziecka
z Tamtej strony...
MODLITWA POETY
Słowa naszego powszedniego daj mi Panie,
bym mógł zawsze wyrażać to co chciałbym.
Niech nie dotknie mnie swą macką, plugawa zjawa
której podszeptów mógłbym słuchać
i bluźnić przeciw Tobie.
Daj mi Panie jasność myśli,
umiejętność wnikliwego patrzenia na świat
i oryginalności języka.
Niech Twe Święte dary napełnią mój umysł,
bym potem mógł Ci składać z tego ofiarę,
przynosić szczęście i radość ludziom
i wysławiać owoc Twojego stworzenia.
Proszę Cię Panie o to wszystko w cichości chwil moich,
w skrytości duszy mojej.
Daj Panie dniom moim piękności Twojej ślad.
Daj Panie.
Józef Olchawa
* * *
Wierzę w Świętych obcowanie,
Więc Ty w Niebie Królu, Panie
Mą niedolę bez kolejki
Załatw, oszczędź srogiej męki
A najlepiej na pojutrze
Teraz dni są coraz krótsze
Bym sąsiadom mógł okazać:
Z Niebem trzeba umieć gadać
By na swoje wyjść.
Poślij Judę Tadeusza,
Wszak Twój Kuzyn, co się wzrusza
Beznadziejnym stanem biedy
Wszak go lud przyzywa wtedy
Gdy Antoni w Niebie śpi.
Stwórca w Niebie mrugnął okiem,
Niezbadanym swym wyrokiem
Wszedł w dialog z Tadziem Judą
Potem Anielicę rudą
W myśl wtajniaczył.
W Niebie sprawa była jasna
Taka prośba? – pycha własna!
Święty z rudą Anielicą
Z Nieba prują – nad ulicą
Gościa dopadają.
Słuchaj facet – ruda wtrąca
Twoja była myśl gorąca?
By z litanii wszyscy Święci
W twoje sprawy zaprzęgnięci
Twe lenistwo hołubili?
Prosić Stwórcę trzeba, można,
Jest to zawsze myśl nabożna
Lecz nie czyńcie sługą Pana
Nakazując Mu od rana
Cóż to dzisiaj zdziałać ma.
Juda Tadzio do człowieka:
Prosisz, nie drgnie ci powieka?
Tylko Świętych angażować
Swym lenistwem zanegować
Boże w tobie dary?
Jestem ten od beznadziejnych
Patron spraw i próśb tak chwiejnych,
Gdy człek w ważnej jest potrzebie
Ufność, miłość kładzie w Niebie
Ale nie cwaniactwo.
Beznadziejnym widzisz sprawy
Założone w kieszeń graby
Proś niech Boże plany górą
Nie bądź beznadziejną rurą
Którą przepcha byle kret.
My to wiemy – Wszyscy Święci,
Lecz roztropnie uśmiechnięci;
Wespół działać z Bożą wolą
Ile siły ci pozwolą –
I NADZIEJNYM być !!!
Ks. J. Stefaniuk
* * *
rozpięty,
pomiędzy Twoim „Stań się..."
i "gdzie jesteś?"
słowa pożyczałem
piękne
kręte
wyszukane,
a gdy ich nie stało
(tylko Ty piszesz w sercu, kamieniu na piasku)
uśmiechnąłeś się,
imię przypomniałeś,
żem nie poeta
a dziecko
załkałem:
więc o wszystkim wiedziałeś,
i to,
że Cię...
kochałem ?
Ks. J. Stefaniuk
TAK DLA SIEBIE
głowią się bibliści
mędrcy
kaznodzieje
co wycisnąć z Biblii
utulić
ukrzyżować
za oknem już dnieje
Gabriel
i Józef znów nieutulony
Betlejem rachowane
Herod wystraszony
pierwszeństwo pasterzy
królów opóźnienia
sny Józefa
ucieczka
Nazaretu drgnienia
Twoje życie
nasze
tak poprzeplatane
radością
światłem
bólem
chwałą wykąpane
patrzyli na Ciebie
my wyobrażamy
zdradzamy
szukamy
równamy w potrzebie
widzimisię
nastroje
na dziś
tak dla siebie
aż za dużo tego
odpustowo
pięknie
starczy głos IMIENIA
a wszystko
i tak klęknie
Ks. J. Stefaniuk
* * *
Wielka, Twa miłość, jak wielka
Małe, me serce za małe
Jakże pomieści muszelka
W środku swym morze całe
Mała ma miłość za mała,
A Twoje Serce tak wielkie
Więc w ufność, zmieniam się cały
Niebem wypełnisz muszelkę
Drobino chleba, a w niej bijące serce
Trudno nam tęsknić do Nieba,
Bądź przy nas w bólu udręce
Wdzięczności naucz nas
Wiatr się nie zbudził jeszcze
Z liśćmi nikt się nie droczy
I chmury nie płaczą deszczem
Stąd łzy i wilgotne oczy.
Wielka cisza dokoła
Takie milczenie święte
Stworzenie bez słowa woła
Bożym zachwytem zdjęte
Drobino chleba, a w niej bijące serce
Trudno nam tęsknić do Nieba
Skruchy i prawdy potrzeba.
Bądź przy nas w bólu udręce
Wdzięczności naucz nas.
Ks. J. Stefaniuk
Tylko te drzwi,
które na oścież otwarliśmy drugim,
będą otwarte i nam.
Tylko ten chleb,
który podaliśmy do pożywania drugim,
nasyci i nas.
Tylko ta woda,
którą do picia podaliśmy drugim,
ugasi i nasze pragnienia.
Tylko ten chory,
którego odwiedziliśmy,
pozbawi nas naszej samotności.
Tylko to słowo,
które było pomocą dla drugich,
pocieszy i nas.
Tylko ta ręka,
którą wyciągaliśmy do drugich,
pojedna i nas.
Tylko ta uczciwość,
z którą zbliżaliśmy się do drugich,
wyzwoli i nas.
Tylko ta przyjaźń,
którą żywiliśmy dla drugich,
będzie nośnym przęsłem i naszego życia.
Tylko ta nadzieja,
którą wzniecaliśmy u drugich,
pozwoli i nam uczestniczyć w życiu.
Tylko ta wolność,
którą umożliwiliśmy drugim,
wybawi i nas.
Ks. Alfons Skowronek
BŁOGOSŁAWIENI CISI
Jak urzekające jest milczenie gwiazd!
Jak niewzruszona w swej potędze jest cisza kosmosu!
Nie zamąci jej krzyk człowieka,
Nie dosięgnie jej kresu oniemiała ze zdumienia myśl ludzka,
Cisza wszechświata jest potęgą Boga.
On przemawia Swoim milczeniem.
On tworzy Swoją bezsilnością.
On rządzi Swoją nieobecnością.
W jazgocie świata szuka swej potęgi człowiek:
dyskutuje, wykrzykuje, argumentuje, oświadcza,
produkuje, realizuje, aktywizuje, doświadcza,
manipuluje, protestuje, przytakuje, donosi.
Zapomina, że to co wielkie i naprawdę znaczące –
rodzi się w ciszy.
Błogosławieni cisi, bo oni rozumieją.
Ks. Henryk Piecha
* * *
Panie
Daj cierpliwość
By z chwil rozpaczy
Uskładać na wieczność
Daj wiarę
Że jest miłość
Co nie umiera
W poranek dnia siódmego
Daj siłę
Aby zgorzkniałych
Nie kąsać
A raczej omijać
Życzliwie
Daj umiar
Aby nie macać łapczywie
Wszystkiego co garnie się pod rękę
Daj dobroć
By po godzinach rozterek
Łagodnie dotknąć bliźniego
Ks. Wiesław Śmigiel
ZARZUT
Podobno w moich wierszach
Za dużo smutku
I za mało przyzwoitości
Kocham łzy
Bo one są prawdziwe
Miłość bez łez
Jest drapieżnym pożądaniem
Wiara bez łez
Jest pewnością egoizmu
Nadzieja bez łez
Jest cynizmem głupców
Chcę aby moje wiersze
Miały ludzką twarz
Więc muszą ociekać łzami
Kocham łzy
To ostatni dowód
(choć niektórzy uważają że wątpliwy)
Na istnienie wrażliwości.
Ks. Wiesław Śmigiel
* * *
Ile trzeba połamać kwiatów
żeby zrobić pierwszy bukiet?
Ile razy trzeba umierać
żeby zacząć żyć?
Ile razy trzeba zaczynać
żeby nareszcie skończyć?
Ile razy trzeba rozpaczać
żeby się pokryć zielenią?
Ile razy trzeba zasypiać
żeby się obudzić po tamtej stronie marzeń?
Ile razy trzeba płakać
żeby się łez zebrało na jeden uśmiech?
Ile trzeba popełnić zdrad
żeby pojąć wierność?
Ile par nóg trzeba zniszczyć
żeby się nauczyć fruwać?
Ile poronień
żeby się coś narodziło?
Ks. Jerzy Szymik
PRZED OBLICZEM CZARNEJ MADONNY
Jak spojrzeć na Ciebie
przez pryzmat tego świata,
który daleki jest od ciszy Nazaretu,
od świętego oddania,
od Twego ufnego tak,
od Twej pełni łask,
od wiary w obietnice,
od zawierzenia Słowu?
Jak spojrzeć w Twą świętość
bez najmniejszej skazy,
jak przyjąć dziś Ciebie?
Nie umysłem – bo zbuntowany,
nie sercem – bo znieczulone,
nie uczuciem – bo skażone,
nie wolą – bo za słaba,
nie duszą – bo zbyt trwożna.
Chyba tylko prostotą wiary dziecka,
jak matkę.
Ks. Marian Zielniok
COŚ O SOBIE...
Pomódl się za mnie Siostro Droga,
Bo Ty masz względy u Pana Boga.
Ja jestem słaby i wciąż się lękam,
Ciągle się boję, choć często klękam.
I kładę się krzyżem w swoim mieszkaniu,
Odmawiam Koronkę na skromnym dywanie.
Zanoszę modły do Ojca w niebie
O pokój w świecie, o miłosierdzie dla siebie.
Tyle jest grzechu i przewrotności,
Upadków, zgorszeń, nieuczciwości.
Wiele bezładu i wynaturzeń;
Zrób coś, o Panie, przywołaj burzę.
Daj znak, że jesteś, niech wszyscy wiedzą,
Popatrzą w górę i w końcu uwierzą.
Zło ludziom milsze niż honor i cnota,
Zamiast mądrości – w mediach głupota.
Zło promowane, dobro wyśmiane;
Tym człowiek się szczyci,
Czego powinien naprawdę się wstydzić.
A tu mi mówią, że ja jestem winien,
Coś zaniedbałem, nie daję przykładu;
Nie jestem światłem, nie jestem solą,
A mam być obrazem, żyć Jego wolą.
Nie tylko mówić, ale i świadczyć,
Że Bóg istnieje i na nas patrzy.
Nie patrzy na ręce, ale na serce,
Przenika sumienie i całą głębię,
Wie, jakim jestem i jakim będę.
Czy nad tym wszystkim się zastanawiam?
Czy się nawracam, czy się poprawiam?
A przecież świętość jest mi zadana;
Do niej zaś dążyć – zobowiązaniem.
Maryja dla nas ułatwia drogę,
Pierwsza nią przeszła i zawsze z Bogiem.
Jego narzędziem, a dla nas wzorem.
Do Niego prowadzi najprostszym torem.
Bez zagubienia i krętych ścieżek,
Jej można zaufać, bo nie zawiedzie.
Panna wierna i miłosierna,
Być w Jej ramionach – to droga pewna.
Być Jej dzieckiem, żyć z Nią w komunii,
Nie szukać niczego, bo wszystko jest u Niej.
Ma swoje Radio i swoją TRWAM,
Co prawdę poznać ułatwia nam.
Prawda wyzwala, prowadzi wzwyż
Droga niełatwa, bo znaczy ją krzyż.
Znak naszej wiary, naszego zwycięstwa –
Boże błogosław, udziel nam męstwa.
Ks. J.S.
SKOWRONEK
(to przydomek samotnej osoby, której ten wiersz został poświęcony)
– czy jest coś piękniejszego nad śpiew tej ptaszyny,
co urzeka swym głosem, ćwierkaniem przemiłym;
co szybuje wysoko
przez góry, doliny,
pola, lasy i nieprzebyte knieje
przepełne zwierzyny.
Ten ptak umila pracę na roli,
podnosi zgnębionych
gdy serce zaboli;
emanuje radością,
zaraża uśmiechem,
tętni życiem i ujmuje
swą osobowością.
Ptak bowiem może być symbolem
istoty rozumnej,
która w swej subtelności, lekkości
wzbija się wzwyż.
Wolna jak ptak,
bez żadnych obciążeń
przemierza przestworza,
wciąż Bogu mówi tak.
Odrywa się od ziemi, szybuje wysoko,
tam bliżej nieba mając serce i skrzydła
otwarte szeroko.
W ten sposób śpiewa chwałę Wszechmocnemu,
uwielbia za wszystko,
co zawdzięcza Jemu: za dobro i pokój,
za czyste rysy serca i całą szlachetność,
za dni pełne pogody, za szarą codzienność,
za ład wewnętrzny, za urodę i za dobrych ludzi,
za Bożą Miłość, która w niej się budzi.
Oddaje to wszystko przez dłonie Maryi,
idąc przez życie nie tracąc nadziei.
Ona przecież nie zawodzi
i zawieźć nie może –
błogosław jej zawsze Wszechmogący Boże!
Ks. J. S.
Słowo Boże
Słowo Boże, Ty jesteś dla mnie źródłem życia,
napojem dla duszy i wodą do obmycia.
I od tej chwili, kiedy Cię czerpać zaczęłam,
gdy zanurzyłam się i Tobą przeniknęłam,
od tego momentu moja dusza i ciało
i wszystko co we mnie, jakby nowe powstało.
Źródło życia - pragnę, byś mnie wciąż wypełniało
i by pragnienie moje nigdy nie ustało.
Bo bez Ciebie błądzę, gubię drogę, marnieję.
Sama nic nie mogą zrobić, tracę nadzieję.
Z Tobą zaś zawsze idę we właściwą stronę.
Ty rozpalasz miłością. Niech więc w Tobie tonę!
Od Słowa Twego Boże wszystko się zaczęło:
światłość, ląd, morze, rośliny… i życie tchnęło.
Twoje Słowo Wcielone w Maryję zostało
i Uczłowieczone - Zbawienie światu dało.
Jesteś dla mnie wszystkim, Tyś cały świat stworzyło,
Słowo, Któreś przyszło i razem z nami było.
Słowo, gdy trwam w Tobie i w Twoją głębię wnikam,
wtedy czuję, że z samym Bogiem się spotykam.
Lecz spotkać się to mało, pragnę Cię poznawać,
iść Twoimi śladami, owoce wydawać.
Bo w Tobie miłość, mądrość, szczęście, sens, cel, spokój,
siła, nadzieja, światło, życie, duszy pokój.
Wybrałam się przez Pisma Świętego czytanie
w podróż mojego życia - z Tobą wędrowanie.
Na każdej karcie jest inny mój dzień spisany
i tylko Tobie Panie Jedynemu znany.
Byłam bardzo chora, lecz z wiarą Cię słuchałam.
Koiłam Tobą serce, nadzieję wciąż miałam,
a wtedy Panie miłosierdzie okazałeś,
oddaliłeś chorobę, nowe życie dałeś.
Dziś wiem, że Twoje Słowo tworzy i buduje,
obmywa, oświeca, wszelkie dobro kształtuje.
Wielbię Ciebie i sławię Wszechmogący Boże,
a za Twoje Łaski dziękuję Ci w pokorze.
Lidia Zabijak
WIERSZ WIGILIJNY
Maleńki Jezu
Kosmiczny włóczęgo
Wieczny tułaczu
Żebraku bez grosza
Który co roku
Przychodzisz na Ziemię
By przynieść pokój
Ludziom dobrej woli
Lecz w naszych domach
Jakby coraz ciaśniej
Tylko pusty talerz
Pozostał na stole
Zbyteczne krzesło
Ktoś uprzątnął w ciszy
Siedzimy wsłuchani
W kolędowe granie
Lecz nasze uszy
Już nie słyszą ciszy
Tego co ważne
Oczy już nie widzą
Tylko na choince
Światełka migocą
Gaśnie za oknem
Betlejemskie światło
Obudź nas w porę
Póki przy drzwiach stoisz
Niech w naszych sercach
Nie zabraknie miejsca
Wejdź w naszą codzienność
Duszną od rozpaczy
Zabierz nam rzeczy
W których nie ma szczęścia.
Ks. Wacław Buryła
* * *
ciemność nazwaliśmy postępem
zapaliliśmy tysiące lamp
które ciągle gasną
postawiliśmy bardzo wiele pytań
na które nie potrafimy udzielić
wyczerpującej odpowiedzi
coraz częściej gubimy drogę do człowieka
nawet tego mieszkającego najbliżej
na wyciągnięcie ręki
nie umiemy przepowiadać przyszłości
także przeszłość
coraz bardziej wylatuje nam z pamięci
zdobyliśmy mnóstwo dyplomów
chociaż coraz mniej wiemy o sobie
planujemy podbój kosmosu
chociaż zwyczajny uśmiech
gubimy gdzieś po drodze
setki razy przyjmowaliśmy sakramenty
chociaż chyba nigdy
nie przyjęliśmy Boga
wypowiedzieliśmy miliony słów modlitw
chociaż ciągle nie umiemy powiedzieć
jednej najprostszej miłości
a przecież wystarczyłoby
gdybyśmy zamiast elektrycznych żarówek
zawiesili na choince
betlejemską gwiazdę
Ks. Wacław Buryła